< Wstecz

Sprawa pani Joanny – mozaika niedomówień i manipulacji

fot. PAP/Darek Delmanowicz
fot. PAP/Darek Delmanowicz

Jednostronny, wprowadzający w błąd odbiorców przekaz mediów, które nagłośniły sprawę pani Joanny, opierał się na dwóch manipulacjach: przemilczano, że jest ona aktywną działaczką proaborcyjną, performerką, osobą queerową i że leczy się psychiatrycznie. Zatajono również, że policja interweniowała nie ze względu na zawiadomienie o nielegalnej aborcji, lecz w wyniku wezwania lekarki obawiającej się o życie pacjentki.

Renaty Kijowskiej, który uruchomił lawinę doniesień przypisujących policji działanie opresyjne wobec pani Joanny – jak sugerowano – przeciętnej Polki, która mimo że obawiała się o swoje życie będąc w ciąży, w państwie, w którym aborcja jest w większości przypadków nielegalna, nie otrzymała pomocy.

Trzy miesiące wcześniej kobieta miała przeżyć koszmar: policyjna obstawa w szpitalu, rewizja, przesłuchanie w trakcie badań, odebranie telefonu i to tylko dlatego, że przyznała się do zażycia tabletek poronnych. „Przestraszona kobieta potrzebująca pomocy potraktowana jak kryminalistka bez najmniejszych podstaw, całą lawinę uruchomiło jedno hasło tabletka poronna” – usłyszeliśmy we wstępie do materiału Renaty Kijowskiej.

Pani Joanna została przedstawiona jako ofiara policji, która zachowywała się wobec niej brutalnie, reagując w ten sposób na informację, że kobieta zażyła tabletkę poronną. Materiał TVN został oparty na relacji pani Joanny i nagraniu chcącego zachować anonimowość lekarza oddziału ratunkowego, na którym się znalazła oraz działaczki aborcyjnej Kamili Ferenc z fundacji na rzecz kobiet i planowania rodziny Federa.

W materiale nie znalazło się miejsce na wypowiedź policji. Przedstawiono jedynie zdjęcie dokumentu, z którego miało wynikać, że policja odesłała dziennikarkę do prokuratury.

Materiał, który następnego dnia powieliło wiele mediów, nie zawierał więc kluczowej dla sprawy informacji, że bezpośrednią przyczyną interwencji policji było zgłoszenie lekarki o możliwości popełnienia przez panią Joannę samobójstwa. W rozmowie z dziennikarką pani Joanna zapewniła jedynie, że jej telefon do lekarki nie był dramatyczny i że zapewniała ją, że nie chce sobie nic zrobić. W materiale nie pojawiła się przy tym informacja, że wspomniana lekarka leczyła ją psychiatrycznie, a także nie poproszono jej o komentarz.

Podobny był przekaz innych mediów, które następnego dnia, 19 lipca informowały o sprawie. Według onet.pl policja pojawiła się w domu pani Joanny nie dlatego, że według relacji jej lekarki, kobieta mogła popełnić samobójstwo, ale dlatego, że zażyła tabletki poronne.

19 lipca na onet.pl ukazał się tekst pt. „Zażyła tabletki poronne. Do szpitala trafiła w asyście policji”, sugerujący, że interwencja policji miała jedynie związek z zabronioną (z wyjątkiem ciąży wynikłej z gwałtu i sytuacji zagrożenia życia kobiety) w Polsce aborcją. „Przyznała się lekarce do aborcji. Przyjechała po nią policja. Zamiast pomocy doznała upokorzenia. W szpitalu potraktowano ją jak oskarżoną, bo przyznała się do zrobienia aborcji” – czytamy dalej w tekście onetu. Z tego artykułu nie można się było jednak dowiedzieć, że bohaterka całego zdarzenia leczyła się psychiatrycznie i że to właśnie dlatego jej lekarka, w obawie że pacjentka popełni samobójstwo, zadzwoniła na policję.

Także Radio Zet informowało 19 lipca o sprawie w sposób jednostronny. W tekście pt. „Burza w sieci ws. pani Joanny. Maltretowana przez policję za tabletkę poronną” nie napisano o wezwaniu lekarki obawiającej się o życie pani Joanny, a jedynie o przyjeździe policji do szpitala, co miało ją załamać.

W wyniku tych doniesień 20 lipca komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk zwołał konferencję prasową, na której oświadczył, że interwencja nastąpiła na skutek wezwania w sprawie możliwej próby samobójczej. Zgłoszenie otrzymano 27 kwietnia 2023 r. o godz. 20:27.

Na wspomnianej konferencji upubliczniono nagrania z rozmów ze zgłaszającą sprawę do Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego lekarką psychiatrą. Z jej zgłoszenia wynikało, że osoba (pani Joanna), którą leczy w poradni jest sama w domu w Krakowie i „chce popełnić samobójstwo”. Według nagranej relacji lekarki, jej pacjentka dokonała aborcji i nie może tego znieść i „zaraz zażyje leki i się zabije”. Lekarka poinformowała dyspozytorkę o rodzaju zaburzeń pacjentki (ten fragment został ze względu na tajemnicę lekarską zamazany) Dyspozytorka poinformowała zgłaszającą zdarzenie lekarkę, że połączy ją z dyspozytorem medycznym i będzie musiała zawiadomić policję, na co lekarka się zgodziła, mówiąc wielokrotnie „tak”.

Jak wynika z informacji gen. Szymczyka, dyspozytor powiadomił komendę miejską policji w Krakowie, jednocześnie przełączając lekarkę do dyspozytora medycznego. Dyżurny z miejskiej komendy natychmiast – jak podkreślił komendant główny policji – wysłał do domu pani Joanny patrol, o czym w doniesieniach TVN, onetu i Radia Zet nie było w ogóle mowy.

Dyżurny nawiązał także kontakt z lekarką pani Joanny. Nagranie tej rozmowy telefonicznej również upubliczniono na wspomnianej konferencji. Lekarka potwierdziła, że pacjentka, którą leczy, chce się zabić, bo zrobiła straszną rzecz, a chłopak ją zostawił i że ma leki w domu, bo leczyła się psychiatrycznie. Lekarka przyznała, że pacjentka zamówiła przez internet tabletki i je wzięła. Policjant zapytał o to, czy pani Joanna miała myśli samobójcze, ale odpowiedź lekarki, ze względu na tajemnicę lekarską, została na konferencji wymazana. Na końcu nagrania słyszymy policjanta, który powiedział, że do domu pani Joanny już jedzie patrol i poprosił lekarkę, aby ta podtrzymywała rozmowę telefoniczną z pacjentką.

Z pierwszych doniesień medialnych na temat pani Joanny, które ustawiały ją w roli ofiary opresyjnego państwa nie dowiedzieliśmy się też, kim jest w życiu prywatnym i zawodowym, co mogło rzucić nieco inne światło na jej sprawę.

W mediach nie wspomniano, że pani Joanna jest performerką znaną z projektów artystycznych dotykających m.in. tematu aborcji, a jej projekty (filmiki, zdjęcia) są dostępne od lat w mediach społecznościowych. Nie wspomniano również, że leczy się psychiatrycznie i że sama określa się jako osoba queerowa.

26 lipca, już podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu praw kobiet, pani Joanna sama scharakteryzowała się tak:

„Jestem panią Joanną, dyrektorką muzeum, siostrą, kochanką – sądzę, że całkiem niezłą – córką, queerem, wariatką, biedną dziewczyną chorą psychicznie i będę mamą – jeśli zechcę”.

Zimą 2021 r, Pani Joanna udzieliła wywiadu dwumiesięcznikowi społeczno-kulturalnemu LGBTIA „Replika” (nr. 94). Została w nim przedstawiona jako „Joanna (…) vel Johnny d’Arc – queerowa performerka, artystka wizualna, tożsamość programowo nietożsama. Nieustannie zmienia formę i eksploruje przestrzenie tego, co nienormatywne”.


W wywiadzie Pani Joanna opowiedziała m.in. o swoim męskim alter ego, Johnnym d’Arc:

„(…) Urodziłam się w Polsce, ale dorastałam w Stanach Zjednoczonych, w Houston. Wydaje mi się, że dlatego nie mam mocno wkodowanego poczucia przynależności, a stan wyobcowania jest dla mnie codziennością. Działalność naukowa i twórczość artystyczna to tak naprawdę awers i rewers tej samej monety, a stawką jest tutaj przepracowanie własnego popierdolenia. Wcześniej, w trakcie studiów magisterskich, opublikowałam kilka tekstów na temat autokreacji w kontekście praktyk teatralnych, roli kostiumu, gestu i maski w konstruowaniu różnych wariantów tożsamości kulturowych. Odkryłam, że na tym polega paradoks dragu: to maska, która nie zasłania, ale w przedziwny sposób odsłania to, kim jesteśmy lub właściwie kim pragnęlibyśmy być. (…) Johnny powstał jako moje męskie alter ego, które bierze udział w spektaklu życia codziennego. W ramach eksperymentu artystycznego konsekwentnie przez kilka miesięcy funkcjonowałam w męskiej charakteryzacji, krótkiej peruce, męskich ubraniach, posługiwałam się męskim imieniem i męskimi zaimkami, dbałam o wszystkie szczegóły, nawet o męską bieliznę i perfumy. Wtedy moja płeć i seksualność były dla mnie jeszcze problemem, brakowało mi pewności siebie. Bardzo długo żyłam w przekonaniu, że rozpaczliwie nie chcę być kobietą, że to jakieś nieporozumienie.

W wywiadzie tym pani Joanna definiuje się ponadto jako „osoba AFAB”:

„Na 500+ raczej nie mam co liczyć. Życie osoby AFAB  [ang. assigned female at birthprzypisano płeć żeńską przy urodzeniu] w Polsce nie jest usłane różami. Z jednej strony forma dragu, którą prezentuję, choć mniej popularna od drag queens, jest coraz bardziej powszechna w społeczności LGBTQ+ i przez nią doceniana. Jednak z drugiej jest ta dominująca większość, która po prostu nienawidzi kobiet i osób nieheteronormatywnych”.

Pani Joanna bierze udział w różnych projektach queerowych. Spora część jej działalności artystycznej dotyczy: aborcji, feminizmu, postulatów strajku kobiet, ciała (zwłaszcza anorektycznego) oraz transgresji płciowej.

Dwumiesięcznik „Replika”, po wyemitowaniu materiału TVN
o Pani Joannie, wyraził solidarność z performerką:

„Partia rządząca i prawicowe media do podważenia doświadczenia Joanny wykorzystują jej artystyczne osiągnięcia. Twierdzą, że opisywana sytuacja została przez nią zaplanowana. Straszakiem jest też jej queerowa tożsamość. Całe to wydarzenie nie tylko pokazuje, że społeczność LGBTQ+ pozostaje na celowniku władzy, ale też, iż prawo do aborcji to także nasza sprawa. Osoby queerowe też mają prawo do decydowania o własnym ciele. !!!Wspieramy Joannę, Joanna dziękujemy Ci za to, że tak odważnie mówisz o swoim traumatycznym doświadczeniu”.

Z uwagi na nawarstwienie niedomówień i manipulacji, sprawa Pani Joanny może być analizowana wyłącznie na podstawie chronologii wydarzeń opatrzonych informacjami, które przemilczano już w pierwszych doniesieniach. Informacje te są ważne dla zrozumienia kontekstu całej historii.

 

10.08.2023