< Wstecz

Niemcy o przemówieniu J.D. Vance’a – od potępienia po Schadenfreude

fot. PAP/EPA/Ronald Wittek
fot. PAP/EPA/Ronald Wittek

Niemieckie reakcje na wystąpienie wiceprezydenta USA wygłoszone podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium nie są jednolite. Większość komentatorów zarzuca Vance’owi ingerencję w wewnętrzne sprawy Niemiec, ale są i tacy, którzy zalecają krytykom większą powściągliwość, a nawet autorefleksję. Przemowa amerykańskiego gościa podzieliła niemieckich komentatorów i polityków już w ubiegły piątek w Monachium, ale jego słowa wciąż rezonują w niemieckiej debacie publicznej. Większość komentujących przemówienie zastępcy Donalda Trumpa skrytykowała go za „mieszanie się w wewnętrzne sprawy Niemiec”, a minister gospodarki i klimatu Robert Habeck stwierdził nawet, że najbardziej adekwatną odpowiedzią na słowa amerykańskiego polityka byłoby dosadne „zajmij się swoimi sprawami”. Friedrich Merz już wcześniej skrytykował przemówienie Vance’a w Monachium.

 

Podczas niedzielnej debaty telewizyjnej (RTL/NTV) z udziałem kandydatów na kanclerza: Roberta Habecka (Zieloni), Friedricha Merza (CDU), kanclerza Olafa Scholza (SPD) i Alice Weidell (AfD), również padło pytanie o monachijskie przemówienie Vance’a. W materiale filmowym objaśniającym, co wydarzyło się na konferencji, podkreślono, że amerykański polityk spotkał się z liderem CDU i z szefową AfD, a „dla kanclerza Scholza zaproszenia nie było”.

Weidel zapytana o to, czy „ma teraz nowych przyjaciół w Ameryce” odpowiedziała, że „Przede wszystkim cieszę się, że Vance w swojej mowie stanął w obronie wolności słowa i przeciwko budowaniu między partiami zapór ogniowych wykluczających miliony wyborców (...) A przyjaciół mamy na zachodzie i na wschodzie, rozmawiamy z Amerykanami, z Rosjanami i z Ukraińcami, ale i z Chinami, ponieważ Chiny i USA są największymi partnerami handlowymi Niemiec”.

Robertowi Habeckowi prowadzący debatę przypomnieli jego reakcję na mowę wiceprezydenta USA i zapytali „czy sądzi, że Amerykanów to interesuje”. Habeck stwierdził: „Myślę, że to ich nie interesuje, ale też uważam, że Niemców nie interesuje to, co Amerykanie im doradzają w kwestii wyborów (do Bundestagu - PAP). Nie będziemy w tej sprawie słuchać wątpliwych wiceprezydentów (…) administracja Trumpa rozpoczęła frontalny atak na zachodnie wartości”.

Friedrich Merz już wcześniej skrytykował przemówienie Vance’a w Monachium. W rozmowie z korespondentką „Deutsche Welle”, lider CDU przyznał, że w rozmowie z wiceprezydentem USA, która miała miejsce jeszcze przed jego wystąpieniem, rozmawiano o cłach, Ukrainie, zdolnościach obronnych Europy i tylko przelotnie o sytuacji wewnętrznej w Niemczech, zaś w swojej mowie „Vance udzielił nam lekcji, jak mamy się obchodzić z partiami politycznymi w Niemczech i z populistami, na co mamy zupełnie inny pogląd”. Merz stwierdził ponadto: „Amerykanie mieszają się w wybory (…) co mnie irytuje, ale nie zaskakuje, bo były zapowiedzi tego typu, odrzucam jednak (tę krytykę – PAP). Nie jest zadaniem rządu amerykańskiego tłumaczyć nam w Niemczech jak mamy chronić demokratyczne instytucje, będziemy szli swoją drogą”.

Inaczej niż większość niemieckich polityków na słowa amerykańskiego polityka zareagował Hubert Aiwanger, przewodniczący partii Freie Wähler, będącej drugą siłą w landtagu Bawarii.

„Obejrzałem przemówienie J.D. Vance’a po tym jak kanclerz federalny, Boris Pistorius i Agnes Strack-Zimmermann wyrazili swoje wielkie oburzenie. Pomyślałem, że musiała być to bowiem wyjątkowo napastliwa mowa. Ale moi mili! Jeżeli nie jesteście w stanie wytrzymać (słów Vance’a - PAP), to nie jesteście szczególnie odporni na krytykę. Głównym punktem mowy (Vance’a-PAP) było, że rządzący w demokracji muszą być zdolni do przyjmowania również niewygodnych opinii i nie wolno im ich tłumić, czego najwyraźniej nie umiecie i nie chcecie, o czym świadczą wasze obraźliwe reakcje. (…) Vance powiedział również, że niekontrolowana imigracja szkodzi bezpieczeństwu obywateli. Ale najwyraźniej o tym też nie chcecie słyszeć” – napisał na portalu X Aiwanger.

Wśród niemieckich publicystów podobnie jak w środowisku polityków dominowała krytyka Vance’a. Jako votum separatum można więc potraktować felieton stałego felietonisty dziennika „Die Welt”, Henryka M. Brodera, który w charakterystycznym dla siebie, przewrotnym stylu skomentował irytację przemówieniem doszukując się jednocześnie w niemieckich reakcjach antyamerykańskiego resentymentu.

„Krytyka Ameryki jest ulubionym zajęciem w Niemczech, wirtualnym barem, przy którym politycy, dziennikarze i członkowie warstw wykształconych spotykają się w celu wzajemnej terapii” – stwierdził Broder i przypomniał, że „zniewaga, która im dolega jest dawna, ale wciąż boli”.

„Jak to było możliwe, by niemiecki nauczyciel, często znawca Hegla, Kanta czy Nietschego, musiał być oswobodzony z narodowego socjalizmu przez czarną, humanoidalną, żującą gumę istotę z Alabamy; dlaczego rdzenny nadczłowiek nie uczynił tego o własnych siłach? Oto jest pytanie, które niczym chmura pyłu unosi się w każdej przestrzeni, w której rozprawia się o Ameryce i jej +pysze+” – zastanawiał się w swoim felietonie niemiecki publicysta. „A kiedy Amerykanin w dodatku staje się bezczelny i radośnie okazuje swoją retoryczną przewagę, to musi zostać przywołany do porządku. (…) Tak, wystąpienie J.D. Vance’a na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium było ingerencją w wewnętrzne sprawy Republiki Federalnej Niemiec! Thank you, J.D., come back and do it again!” – podsumował Broder.

odh/ mhr/

Opublikowano: 28.02.2025 r. 
 

Przypisy: