Niemiecki historyk o Angeli Merkel, końcu „ery Scholza” i manipulacjach Putina
Historia powinna nas już powoli nauczyć, że ustępstwa i dyplomacja są bezużyteczne, jeśli po drugiej stronie znajdują się osoby, które depczą prawo międzynarodowe i nie prowadzą polityki opartej na zasadach – powiedział PAP dr Ignaz Lozo, historyk Europy Wschodniej. Jak podkreślił Ignaz Lozo, Władimir Putin już ponad dekadę temu wykreował mit rzekomej obietnicy złożonej przez Zachód Rosji, że NATO nie rozszerzy się na wschód. W 2014 r. Putin posłużył się tą narracją, by usprawiedliwić aneksję Krymu, a Rosjanom wmówił, że Zachód „zdradził Rosję i jej zagraża”. Zdaniem historyka, taka narracja utorowała Putinowi drogę do dalszej agresji. „Putin mówił o Ukrainie jako o +historycznie naszym terytorium+. Kiedy padają takie słowa, to można być pewnym, że prędzej czy później dojdzie do agresji. Całkiem niedawno na spotkaniu Klubu Wałdajskiego Putin powtórzył tę narrację dodając mit o rzekomej zdradzie Zachodu ws. rozszerzenia NATO na wschód” – przypomniał historyk.
Zdaniem Ignaza Lozo Putin potrafi umiejętnie rozgrywać nastroje w Europie związane z wojną w Ukrainie, co prowadzi nie tylko do podziałów w zachodnich społeczeństwach, ale również wśród przywódców europejskich państw.
„Putin udaje gotowość do negocjacji, napędzając tych, którzy naciskają na rozmowy i rozwiązania dyplomatyczne. Tylko, że Putin chce zniszczyć Ukrainę. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy zachodni szefowie rządów dają się na to nabrać i nie widzą, że Putin tylko symuluje chęć do rozmów, ponieważ ostatecznie i tak zrobi, co będzie chciał. Groźby użycia rakiet średniego zasięgu, grożenie wojną atomową lub straszenie dalszą eskalacją – to wszystko oddziałuje na zachodnie społeczeństwa i podziałało też na urzędującego kanclerza Niemiec, Olafa Scholza” – stwierdził Lozo i dodał: „Co się tyczy samych Niemiec jako społeczeństwa, to oczywiste, że niektóre partie wykorzystują lęk przed wojną, by zdobyć więcej głosów. Historia powinna nas jednak powoli nauczyć, że ustępstwa i dyplomacja są bezużyteczne, jeśli po drugiej stronie znajdują się osoby, które depczą prawo międzynarodowe i nie prowadzą już polityki opartej na zasadach” – powiedział ekspert przywołując przykład fiaska działań dyplomatycznych z czasów wojny na Bałkanach w latach 90., kiedy był reporterem telewizyjnym w Sarajewie.
„Wtedy też próbowano za pomocą dyplomacji przekonać serbskiego prezydenta Slobodana Miloševića i jego pomocników takich jak Radovan Karadžić, do odstąpienia od działań wojennych. Ale to nie pomogło. Dopiero po kolejnej serbskiej masakrze dokonanej na sarajewskim rynku NATO zbombardowało serbskie pozycje wokół miasta, a serbskie ostrzały ludności cywilnej ustały. Serbowie wycofali broń z okolic Sarajewa. Nigdy nie zapomnę wstrząsów wywołanych przez bomby NATO – można było je usłyszeć i poczuć w naszym biurze. Serbowie zostali jednak poinformowani z wyprzedzeniem, kiedy i gdzie zostaną zbombardowani. Tak, by nikt nie ucierpiał. Jasno im wtedy zakomunikowano, że nie mogą dalej prowadzić tej wojny, a kilka miesięcy później, w listopadzie 1995 r., pod auspicjami USA podpisano porozumienie pokojowe w Dayton. Co nie zmienia faktu, że przez trzy lata znoszono serbską agresję. Ta +dyplomacja+ kosztowała wiele ludzkich istnień. A podkreślmy, że bośniackim muzułmanom jednocześnie odmawiano broni. Wydawało się, że po tym doświadczeniu zrozumiano, że dyplomacja względem tych, którzy depczą prawo międzynarodowe nie ma najmniejszego sensu. Gdzie się podziali zbrodniarze wojenni, Milošević, Karadžić i Ratko Mladić? Wszyscy wylądowali w Hadze. To było wtedy niewyobrażalne, ci, którzy jeszcze niedawno ściskali sobie dłonie z czołowymi politykami Zachodu zostali skazani na dożywocie. Dwóch z nich wciąż odsiaduje wyrok, Milošević zmarł w haskim więzieniu” – wyjaśnił Lozo. Jego zdaniem „reżim Putina też się zawali i jest to kwestia wcale nie tak odległej przyszłości”.
„Mówił o tym publicznie Władimir Kara-Murza, rosyjski opozycjonista żyjący teraz w Berlinie, a ja mogę podpisać się pod jego słowami, bo ten reżim nie będzie się w stanie dłużej utrzymać. Nie mam na myśli praw natury z uwagi na wiek Putina, ale to, że on sam jest poddawany niewyobrażalnej presji – musi prowadzić dalej tę wojnę, by przeżyć w sensie wewnątrzpolitycznym i fizycznym. Zwróćmy uwagę, że teraz przeciwko Ukraińcom walczą również żołnierze z Korei Północnej, co jest kolejną oznaką słabości Moskwy” – zauważył ekspert.
„Oczywiście jest mało prawdopodobne, że prawo międzynarodowe zostanie wyegzekwowane poprzez aresztowanie Putina w jego własnym kraju, jak to było w przypadku Miloševića w 2001 roku. Rosjanie musieliby zrobić to sami. To, co czyni wielką różnicę w stosunku do wojen bałkańskich, to oczywiście fakt, że Rosja jest potęgą nuklearną, a Serbia, jako agresor, nią nie była” – stwierdził Ignaz Lozo.
Nawiązując do możliwych skutków prezydentury Donalda Trumpa w USA dla bezpieczeństwa Europy i dalszych losów Ukrainy, historyk podkreślił, że „trudno prognozować, co przyniesie ta prezydentura, ponieważ Trump jest nieprzewidywalny, ale oczywiste jest, że Europa powinna się lepiej przygotować militarnie na wypadek kolejnej rosyjskiej agresji”.
„Dał to ostatnio do zrozumienia minister obrony Niemiec, Boris Pistorius. Jego słowa, że +musimy być gotowi do wojny+ nie spodobały się wielu politykom SPD. Ta gotowość oznacza bowiem w istocie wzrost zdolności obronnych i większego uniezależnienia się Europy od Stanów Zjednoczonych, co będzie też zadaniem dla nowego rządu federalnego w Niemczech” – powiedział ekspert.
Jego zdaniem „Olaf Scholz zaszkodził Ukrainie odmawiając jej pomocy w skutecznej obronie” i „wszystko wskazuje na to, że 23 lutego 2025 r. Scholz przegra z kretesem wybory do Bundestagu i nie będzie już odgrywał żadnej politycznej roli”. Ekspert dodał, że w przypadku wygranej chadeków w przedterminowych wyborach „będą przynajmniej możliwe niemieckie dostawy Taurusów na Ukrainę”.
Jak podkreślił rozmówca PAP „dostawy Taurusów mają poparcie klubu parlamentarnego CDU/CSU, Zielonych i FDP, tyle, że ci ostatni muszą jeszcze przeskoczyć 5-cio procentowy próg wyborczy, aby dostać się do Bundestagu, a obecnie sondaże nie są dla liberałów szczególnie łaskawe.
Tłumacząc częste wahania Olafa Scholza w kwestii pomocy militarnej dla Ukrainy, ekspert podkreślił zależność socjaldemokratycznego kanclerza od jego zaplecza politycznego, które w dużym stopniu było i wciąż jest sceptyczne w kwestii pomocy wojskowej dla Kijowa.
„Scholz musiał brać pod uwagę stanowisko klubu parlamentarnego SPD. Jego przewodniczący Rolf Mützenich był przeciwny wysyłaniu broni Ukrainie, dostawy miały rzekomo doprowadzić do większej eskalacji. Teraz, w kampanii wyborczej Scholz podkreśla, że zawsze działał +roztropnie+ i że zamierza też się tego trzymać w przyszłości. Pod płaszczykiem „roztropności “ukrywa się jednak lękliwy i pozbawiony planu kanclerz, który przyczynił się do tego, że Ukraina zamiast dwoma rękoma, mogła się bronić wyłącznie jedną. A warto pamiętać, że Scholz początkowo był nawet przeciwny dostawom niemieckich czołgów na Ukrainę”.
Historyk podkreślił, że nadzieję na zmianę kursu Niemiec w przypadku Taurusów wyraziła już przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, Roberta Metsola.
W jego opinii „Niemcy pod rządami Scholza i tak są izolowane w temacie dostaw Taurusów”.
Zapytany o reakcje na niedawną rozmowę telefoniczną Olafa Scholza z Władimirem Putinem, historyk stwierdził: „Scholz zebrał ostrą krytykę od europejskich przywódców za swój telefon do Putina. Większość z nich zdaje sobie zresztą sprawę, że za trzy miesiące obecny kanclerz najprawdopodobniej nie będzie już odgrywał żadnej roli”.
Jego zdaniem ogłoszenie przez Olafa Scholza programu Zeitenwende dwa dni po rosyjskiej napaści na Ukrainę (Program „Epokowego Przełomu” ogłoszony 24 lutego 2022 r. przez Scholza w Bundestagu – PAP) wynikało z powagi sytuacji.
„To oczywiste, że wszyscy, z politykami SPD włącznie byli zszokowani, że w 80 lat od zakończenia II wojny światowej w Europie jedno państwo zaatakowało drugie. Niestety z programu Zeitenwende prawie nic nie wynikło, ponieważ środki na Bundeswehrę i obronę wpływają powolnie i nieefektywnie. Dlatego też obecny minister obrony podkreśla, że jest jeszcze wiele do zrobienia. Wierzę, że Scholz sam był zszokowany rosyjską napaścią na Ukrainę, ale nie wolno zapominać, że on stoi pod ogromną presją ze strony własnej partii, gdzie wielu stawia na dyplomację tak jak Rolfa Mützenich i inni. Co było i jest ze szkodą dla Ukrainy. Sądzę jednak, że „era Scholza” zakończy się już w lutym przyszłego roku” – powiedział Lozo.
Zapytany o to, dlaczego SPD zdecydowało się nominować Olafa Scholza, a nie Borisa Pistoriusa na swojego kandydata na kanclerza w przedterminowych wyborach do Bundestagu, ekspert wyjaśnił: „Pistorius jest zdecydowanie najbardziej popularnym politykiem w Niemczech, a Scholz jednym z najmniej lubianych. Można się więc zastanawiać, jaką logikę stosuje SPD stawiając na Scholza, a nie na Pistoriusa, który prześciga w sondażach wszystkich polityków chadeckich i całą resztę. Czy Pistorius byłby jednak lepszym kanclerzem w odniesieniu do Ukrainy? Ta kwestia byłaby też związana ze stanowiskiem partii. Pistorius, tak samo jak dziś Scholz, byłby związany z ludźmi typu Rolfa Mützenicha, którzy wyhamowują (z pomocą dla Ukrainy – PAP) i wyrządzają szkody. Powinniśmy uważniej słuchać krajów bałtyckich, które były ofiarami Rosji. Gdyby Rolf Mützenich i jego ludzie żyli w 1991 r. w krajach bałtyckich mówiliby dziś zupełnie innym głosem” – stwierdził Lozo.
Ekspert zwrócił ponadto uwagę na fakt, że Niemcy wcale nie są w czołówce państw wspierających Ukrainę, a do czego często przekonuje kanclerz Scholz.
„Scholz zawsze się chwali, że Niemcy są drugim po USA najsilniejszym dostarczycielem pomocy Ukrainie, co nie jest prawdą i wymaga korekty. Z punktu widzenia liczb bezwzględnych Niemcy faktycznie wiodą prym w pomocy, ale jak spojrzymy jaką część swojego PKB przeznaczają na Ukrainę Niemcy, a jaką państwa bałtyckie to perspektywa jest już zupełnie inna i Niemcy spadają w tym rankingu i to mimo że są największą gospodarką w Europie” – zauważył historyk.
Dr Ignaz Lozo odniósł się również do wywiadu byłej kanclerz Niemiec, Angeli Merkel dla tygodnika „Der Spiegel”. Rozmowa została opublikowana w niedzielę, na trzy dni przed ukazaniem się ponad 700-stronicowych wspomnień Angeli Merkel.
W wywiadzie dla hamburskiego tygodnika Angela Merkel zapytana o Nord Stream 2 stwierdziła m.in.: „Zapomina się dziś o wielu istotnych aspektach. Na przykład, że Ukraina i Polska nie były zasadniczo przeciwne naszemu importowi rosyjskiego gazu, dopóki przechodził on przez ich terytorium, a one otrzymywały opłaty tranzytowe”. Komentując tą wypowiedź byłej kanclerz, Ignaz Lozo stwierdził, że „O opłaty tranzytowe chodziło w mniejszym stopniu, to nie brzmi przekonująco”.
Jak zauważył historyk: „Merkel, której zasługi dla Niemiec i Europy są niekwestionowane, z pewnością mogłaby się w tym czy innym momencie wykazać większą samokrytyką. Jako biograf Gorbaczowa mogę powiedzieć, że wspomnienia zawsze należy traktować ze szczególną ostrożnością jako źródło historyczne, ponieważ ich autorzy zazwyczaj chcą się przedstawić w jak najlepszym świetle. Merkel z pewnością czuła silną presję ze strony niemieckiego lobby gospodarczego. I zapewne miała też nadzieję, że poprzez budowę rurociągu zdoła wywrzeć pozytywny wpływ na Putina. Nadzieja jest jednak chwiejną podstawą w konfrontacji z kimś, kto łamie prawo międzynarodowe, co Putin zrobił w 2014 r. anektując Krym. Błędem Merkel, czy może lepiej to ująwszy, próbą usprawiedliwienia budowy Nord Streamu 2 było określanie go mianem „projektu gospodarczego”. Francja, kraje skandynawskie i bałtyckie, a przede wszystkim Polska, były mu przeciwne ze względów bezpieczeństwa. Był to zatem bez wątpienia projekt wysoce polityczny. A jednak patrząc na Merkel z perspektywy końca roku 2024, wahałbym się ją potępić. Zdecydowanie należy jednak potępić sztuczki rządu Meklemburgii-Pomorza Przedniego, do których uciekano się forsując budowę Nord Stream 2 oraz kanclerza Scholza, który – mając świadomość jak brutalnym agresorem jest Putin – cały czas dociska hamulec. A teraz najważniejsze jest to, by Europa nie popełniła już nowych błędów i nie podjęła błędnych decyzji względem putinowskiej Rosji.
Dr Ignaz Lozo – historyk zajmujący się Europą Wschodnią, autor filmów i książek, w tym wydanej w 2024 r. biografii Michaiła Gorbaczowa "Gorbatschow. Der Weltveränderer" (wydawnictwo Herder).
Olga Doleśniak-Harczuk