< Wstecz

Zacharowa dostała na wizji zakaz mówienia o ataku „Rubieżą”; ekspert: to zaplanowane przedstawienie

fot. PAP/EPA/ANATOLY MALTSEV
fot. PAP/EPA/ANATOLY MALTSEV

W czasie przeprowadzonego w nocy z 20 na 21 listopada ostrzału Ukrainy Rosja mogła użyć rakiety RS-26 „Rubież”. Jeśli to się potwierdzi, byłoby to pierwsze w historii wykorzystanie w czasie konfliktu zbrojnego międzykontynentalnego pocisku balistycznego. Rosja nie komentuje jednak własnego manifestu siły. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa otrzymała zakaz mówienia o tym. I to na wizji. Przedstawicielka rosyjskiej dyplomacji w trakcie odbywającego się dziś briefingu prasowego odebrała telefon. Podczas krótkiej rozmowy co prawda ściszyła głośność, zrobiła to jednak na tyle nieskutecznie, że kamery i mikrofony wychwyciły wypowiedź jej rozmówcy. „Masza, o atakach rakietami balistycznymi, o których zaczęły mówić zachodnie media, bez żadnego komentarza” – brzmiał przekaz. Zacharowa wymówiła się tym, że odebrała telefon od „eksperta”, a ten dzwonił w sprawie „sprzecznych materiałów, które pojawiły się w internecie przed brifingiem”.


Nie zajęła zatem stanowiska w sprawie doniesień, że minionej nocy Rosja wystrzeliła na Ukrainę międzykontynentalną rakietę balistyczną zdolną do przenoszenia głowic jądrowych, jednak nieuzbrojoną w tego typu ładunki.

Informacja o wykorzystaniu tego rodzaju uzbrojenia, jak do tej pory, pochodzi wyłącznie od Ukraińskich Sił Powietrznych. Zgodnie z tym, co przekazały zachodnim mediom, w pobliżu miejscowości Dniepr Rosjanie uderzyli wystrzelonym z oddalonego o niespełna tysiąc kilometrów Astrachania pociskiem ICBM RS-26 „Rubież”. To rozwijany od 2008 r. projekt oparty na bazie pocisku RS-24 „Jars”. Postępy prac nad „Rubieżą” nie są znane. Odbywały się one w tajemnicy i nie były monitorowane przez zagranicznych inspektorów. Projekt narusza bowiem postanowienia „Traktatu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych krótkiego i średniego zasięgu” z 1987 r.

Po co Rosja miałaby wykonywać tak poważny gest polityczny jak uderzenie pociskiem ICBM, żeby potem o tym milczeć? Zdaniem Marka Budzisza, analityka think tanku Strategy&Future, w przypadkowo nagranej rozmowie telefonicznej Zacharowej nie ma ani grama przypadku. „W takich sprawach przypadków nie ma. To normalny element strategii nuklearnej – jest nim utrzymywanie tak zwanej ambiwalencji strategicznej. Chodzi o to, żeby przeciwnik nie wiedział, co się właściwie stało i do czego zdolna jest druga strona. To wzmacnia siłę odstraszania” – tłumaczy ekspert i dodaje: „Kwestie jądrowe mają to do siebie, że każda ze stron uczestniczących w tej licytacji eskalacyjnej wykonuje kroki niejasne i trudne w interpretacji. W ten sposób buduje się własną przewagę jako podmiotu nieprzewidywalnego”.

Grzegorz Rutke

 lm/

27.11.2024

Przypisy: