Ekspert: Niemcy już dawno powinny mieć plan operacyjny na wypadek zagrożenia
Niemcy już dawno powinny mieć plan operacyjny na wypadek zagrożenia. W czasie zimnej wojny taki plan był standardem. Lata korzystania z dywidendy pokojowej oduczyły nas pewnych zachowań, żyliśmy w bańce – powiedział PAP dr Konstantinos Tsetsos z Uniwersytetu Bundeswehry w Monachium. 18 listopada dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” poinformował, że Bundeswehra przygotowuje niemieckich przedsiębiorców na wypadek eskalacji konfliktu na wschodniej flance NATO. „FAZ” powoływał się przy tym na tajny, 1000-stronicowy dokument znany jako „Niemiecki Plan Operacyjny” („Operationsplan Deutschland” – PAP) wielopoziomowo diagnozujący m.in. wyzwania, w obliczu których stanęłoby niemieckie wojsko i społeczeństwo w przypadku wzrostu napięcia na wschodniej flance NATO i zawierający instrukcje postępowania w sytuacji ewentualnego zagrożenia.
W artykule „FAZ” opisano m.in. spotkanie zorganizowane przez Izbę Handlową w Hamburgu, podczas którego szef regionalnego dowództwa Bundeswehry, podpułkownik Jörn Plischke, doradzał niemieckim przedsiębiorcom, by zaopatrzyli swoje firmy w generatory prądu lub turbiny wiatrowe pozwalające na samodzielne i niezależne od krajowych dostaw energii funkcjonowanie w przypadku sytuacji kryzysowej.
Podpułkownik miał podkreślić, że 70 proc. kierowców ciężarówek jeżdżących po niemieckich drogach to mieszkańcy Europy Wschodniej, więc w razie wybuchu wojny należałoby się liczyć z brakami kadrowymi w niemieckim transporcie. Plischke doradzał przedsiębiorcom, by „na stu pracowników przynajmniej pięciu dodatkowo przeszkolić na kierowcę ciężarówki”.
Podpułkownik uczulał też uczestników spotkania na cyberataki, próby sabotażu i aktywności szpiegowskie z użyciem dronów.
Wykładowca nawiązał ponadto do asymetrii w produkcji sprzętu wojskowego w Niemczech i w Rosji. Jak cytuje „FAZ”, Plischke stwierdził, że „"Rosja produkuje 25 czołgów podstawowych miesięcznie, Niemcy trzy rocznie".
Publikacja „FAZ” wzbudziła poruszenie w niemieckich mediach i sprowokowała debatę nad ewentualnym przygotowywaniem się Niemiec do wojny. Artykuł był również cytowany w mediach zagranicznych, w tym polskich.
Zdaniem dr. Konstantinosa Tsetsosa z Uniwersytetu Bundeswehry w Monachium fakt, iż Niemcy opracowują plan działania na wypadek zaistnienia sytuacji nadzwyczajnej nie stanowi kuriozum. Jest zrozumiały zwłaszcza w kontekście trwającej już ponad tysiąc dni wojny w Ukrainie.
„W czasach zimnej wojny plany operacyjne były standardem i powinny nimi być również dziś. Niemcy od dawna takich planów nie miały, ponieważ żyliśmy w bańce i korzystaliśmy z dywidendy pokojowej. Zrobiliśmy się wygodni i oduczyliśmy się przez to pewnych zachowań. Faktem jest, że gdyby na wschodniej flance NATO coś się wydarzyło, a państwa bałtyckie lub Polska potrzebowały wsparcia zachodnich sojuszników, to Niemcy stałyby się centralnym węzłem logistycznym. Zorganizowanie wsparcia to ogromne przedsięwzięcie, ono nie dotyczy wyłącznie armii, ale również koordynacji kolei, portów, policji, infrastruktury krytycznej etc. I plan operacyjny musi te wszystkie kwestie objąć” – powiedział ekspert w rozmowie z PAP.
Dr Tsetsos odnosząc się do lęku, jaki w części społeczeństwa może budzić już samo wspominanie o potrzebie wzmocnienia podstaw zarządzania kryzysowego stwierdził, że „wiele państw Europy przez lata nie uczyniło nic lub uczyniło zbyt mało, by podnieść poziom bezpieczeństwa wewnętrznego, więc teraz pewne działania się nakładają wywołując zaniepokojenie obywateli”.
Zdaniem eksperta działania te działania są konieczne, zwłaszcza że „problemem zarządzania kryzysowego z reguły jest to, że nigdy nie można się na dany kryzys przygotować w sposób satysfakcjonujący”.
„Po drodze zawsze wychodzą jakieś braki, to mogą być braki personalne lub materiałowe, ale najważniejsza jest świadomość, że znajdujemy się w pewnym procesie i uczymy się, że nie tylko państwo, ale również społeczeństwo powinno się w ten proces zaangażować” – stwierdził ekspert.
„W czasie pandemii koronawirusa tygodniami byliśmy zamknięci w domu. Ten, kto wcześniej nie miał w zwyczaju robić zapasów wody czy żywności, po pandemii prawdopodobnie zmienił nawyki. Warto sobie uświadomić, że przerwa w dostawie prądu, atak cybernetyczny czy klęska żywiołowa może nas zaskoczyć, a to co może dotknąć małe miejscowości, może również dotknąć całe państwa. Po to są procedury na wypadek sytuacji nadzwyczajnych. Ma je każde przedsiębiorstwo, każda elektrownia. Taki plan przewiduje podział kompetencji, określa mechanizm działania, bierze pod uwagę posiadane zasoby i potrafi zdiagnozować braki do uzupełnienia. Na tym również polega w pewnym uproszczeniu niemiecki plan operacyjny. I jest po to, by w sytuacjach ekstremalnych przedstawić również scenariusz obrony kraju” – tłumaczył dr Tsetsos.
Jak dodał, taki scenariusz ma trzy poziomy: pierwszym są wydarzenia o charakterze hybrydowym, np. w przypadku ataku na infrastrukturę krytyczną, następnie jest rozróżnienie na obronę kraju i obronę w ramach sojuszu (NATO-PAP). "Przy obronie kraju wszystkie zasoby są przeznaczane na zapewnienie przetrwania państwa, w tym drugim wariancie działania koncentrują się na wypełnianiu zobowiązań w ramach sojuszu. To może być logistyka, przyjmowanie rannych, wysyłanie oddziałów wsparcia, zapewnienie łańcuchów dostaw i inne działania, ale i na to muszą być odpowiednio przygotowane wszelkie instytucje oraz przedsiębiorstwa” - podał.
„Niemiecki Plan Operacyjny” nie jest nowym pomysłem, prace nad nim trwają od marca 2023 r. i prawdopodobnie potrwają jeszcze przez kilka najbliższych miesięcy. W wywiadzie udzielonym we wtorek, 19 listopada, rozgłośni publicznej SWR1, gen. André Bodemann szef Dowództwa Terytorialnego Bundeswehry, jednostki odpowiedzialnej za opracowanie planu, zapytany, „czy istnieje skala pozwalająca oszacować stopień zagrożenia dla Europy”, na pierwszym miejscu w swojej odpowiedzi wymienił dezinformację.
„Za pomocą fake newsów można wpływać na opinie, na media, a nawet próbować wpływać na decyzje rządu”. Gen. Bodemann powiedział też, że w Niemczech notuje się coraz więcej cyberataków, szczególnie na infrastrukturę krytyczną, ale również na Bundeswehrę, partie polityczne i rząd federalny.
„Kolejnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa jest szpiegostwo, zwłaszcza tam, gdzie odbywają się szkolenia ukraińskich żołnierzy, co z kolei łączy się ze szpiegowaniem infrastruktury krytycznej przy pomocy dronów oraz z próbami sabotażu (…) Ostatnio odnotowaliśmy uszkodzenie kabli podmorskich na Bałtyku i chociaż nie mamy pewności, czy był to akt sabotażu czy nie, to już sama sytuacja świadczy o kruchości ochrony naszej infrastruktury krytycznej. Musimy więc ją wzmocnić, niezależnie od tego czy za danym atakiem stoją Chiny, Rosja czy organizacja terrorystyczna” – powiedział generał.
Podkreślił także sygnalizowany przez służby wywiadu fakt, że Rosja się na nowo pozycjonuje militarnie. „Rosja produkuje rocznie 1500 czołgów i nie wszystkie są przeznaczane na walkę z Ukrainą, część ląduje w magazynach” – dodał gen. Bodemann.
Zapytany, o ewentualny atak Rosji, zapewnił, że celem wszystkich planów NATO, z "Niemieckim Planem Operacyjnym" włącznie, jest odstraszenie. „Im lepsze będą te plany, im bardziej wiarygodne, tym lepiej odstraszą Rosję od podjęciem takiego kroku” – zaznaczył.
Olga Doleśniak-Harczuk
amac/
27.11.2024