< Wstecz

Roderich Kiesewetter: Niemcy muszą wzmocnić obronę przed cyberatakami i dezinformacją

fot. PAP/DPA/Marco Rauch
fot. PAP/DPA/Marco Rauch

Cyberataki są instrumentem wojny hybrydowej stosowanym przez Rosję i Chiny przeciwko liberalnym demokracjom. Nie polegają one wyłącznie na wykradaniu danych, ale mogą również obejmować tak zwane „włamania i wycieki” w celu zdyskredytowania określonych instytucji czy osób lub szerzenia dezinformacji. Jest to szczególnie poważne, gdy ataki są skierowane przeciwko partiom politycznym, a zwłaszcza, kiedy dochodzi do nich w związku z wyborami. Jest to bowiem atak na naszą demokrację. Powinniśmy to więc potraktować bardzo poważnie i lepiej się uzbroić przeciwko cyberatakom, które każdego roku generują ogromne koszty dla gospodarki i szkody dla naszego kraju, a także potęgują poczucia niepewności w społeczeństwie – mówi w rozmowie z #Fake Hunter Roderich Kiesewetter, deputowany do niemieckiego Bundestagu (CDU), pułkownik Bundeswehry w stanie spoczynku.

Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego nie były szczególnie łaskawe dla partii koalicji rządowej SPD/ FDP i Zielonych. Według sondażu Instytutu Forsa, kanclerz Olaf Scholz cieszy się aktualnie najmniejszym zaufaniem społecznym spośród wszystkich swoich poprzedników. Jeszcze nigdy wcześniej urzędujący kanclerz nie miał tak niskich notowań. Jakie polityczne decyzje Olafa Scholza przyczyniły się Pana zdaniem do tych wyników?

Obawiam się, że wynik ten jest również wyrazem etycznej i politycznej dezorientacji. Wiele osób najwyraźniej nie zdawało sobie sprawy ze znaczenia wyborów do Parlamentu Europejskiego dla naszego bezpieczeństwa i dobrobytu. Wielu zdaje się nie zdawać sobie sprawy ze znaczenia Unii Europejskiej. Dzieje się tak również dlatego, że partie demokratyczne najwyraźniej nie zdołały zapewnić wystarczającego poczucia orientacji, którą buduje się na jasnych stanowiskach i wyrazistości. Wiele lat dezinformacji ze strony Rosji i Chin też zrobiło swoje. Wynik pokazał również, że SPD nie zapunktowało swoją „kampanią pokojową” oraz polityką wahań i blokad w zakresie wsparcia dla Ukrainy. Ludzie nie chcą „pozornego pokoju" ani „chwiejnego" podejścia, ale jasnego stanowiska, a przede wszystkim poczucia orientacji i dynamicznego działania, a nie wahania i niezdecydowania. Przez swoją partyjną taktykę SPD z jednej strony uczyniła niemiecką politykę zagraniczną i bezpieczeństwa zakładnikiem względów partyjnych a z drugiej, kierując się względami polityki wewnętrznej, prezentowała się na zewnątrz jako partia pokojowa z pokojowym kanclerzem na czele. Ten drugi element miał powstrzymać Alternatywę dla Niemiec (AfD) i Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW). W rezultacie Olaf Scholz nie tylko stał się elementem ryzyka dla bezpieczeństwa Europy, ale także skutecznie wprowadził rosyjską grę strachu na przykład, stylizując decyzję o [przekazaniu Ukrainie] Taurusów na wybór między "wojną a pokojem", co ludzi przeraziło. Raz po raz zapalał przy tym świece dymne, przyczyniając się tym samym do dalszych spadków zaufania społecznego do rządu jak i słabnięcia wiary w jego zdolność do rozwiązywania problemów, co ostatecznie zaszkodziło nie tylko SPD, ale i całościowo partiom demokratycznym.

A czy przypadkiem Olaf Scholz nie płaci po prostu rachunku za wewnętrzne skłócenie koalicji rządzącej?


Olaf Scholz ponosi odpowiedzialność za swoje zachowanie i opóźnianie decyzji, a jako kanclerz ma uprawnienia do wydawania dyrektyw. Brak jedności w koalicji sygnalizacji świetlnej jest w dużej mierze spowodowany wątpliwym zachowaniem kanclerza i kiepską komunikacją.

Czy biorąc pod uwagę słabe notowania Olafa Scholza spodziewa się Pan jakichkolwiek konsekwencji dla rządu sygnalizacji świetlnej? We Francji wyniki wyborów wywołały polityczne trzęsienie ziemi, a Emanuel Macron ogłosił przedterminowe wybory. Czy wyobraża Pan sobie podobne rozwiązanie w Berlinie?

W Niemczech teoretycznie możliwe byłoby konstruktywne wotum nieufności. Jednak FDP i Zieloni musieliby być skłonni to zrobić i dostrzec jednocześnie możliwość zbudowania koalicji z CDU/CSU, aktualnie nie przewiduje się takiej decyzji. Rząd mógłby też ewentualnie postawić na efekt świeżości i dokonać zmiany na samym szczycie, mam tu szczególnie na myśli urzędującego ministra obrony Borysa Pistoriusa.

Wynik CDU/CSU w wyborach do PE znacznie przewyższa ten uzyskany przez chadeków w ostatnich wyborach do Bundestagu, tyle, że teraz drugie miejsce po chadekach zajmuje AfD i jak przyznał sam Friedrich Merz, to właśnie ta partia „najbardziej skorzystała na katastrofalnej polityce koalicji sygnalizacji świetlnej”. Za trzy miesiące do wyborów pójdą mieszkańcy trzech landów wschodnich, w Brandenburgii CDU może dziś liczyć na 19 proc., AfD na 25 proc., w Turyngii na CDU chce dziś głosować 20 proc. ankietowanych, na AfD – 30 proc. W Saksonii jak na razie obie partie idą łeb w łeb. Czy śledząc dynamikę wzrostu AfD względem chadeków można przyjąć, że tzw. zapora ogniowa, którą CDU/CSU odgradza się od współpracy z Alternatywą pozostanie niewzruszona?

Na pytania dotyczące kampanii wyborczej i pomysłów powinni raczej odpowiadać przedstawiciele CDU z krajów związkowych. W każdym razie CDU ma jasną rezolucję, która zakazuje współpracy z AfD. Friedrich Merz również wyraźnie wykluczył jakąkolwiek współpracę z Sojuszem Sahry Wagenknecht. Osobiście kieruję się zasadą, by publicznie zajmować jasne stanowisko. Zapewnia to pewną orientację i budzi zaufanie. Widzimy jednak po wynikach, że nie tylko SPD poniosła gorzką porażkę w wyborach europejskich, ale niestety nastąpiło również oczywiste przesunięcie w prawo. I uważam, że tłumaczenie tego faktu jedynie rozczarowaniem obecnym rządem federalnym jest zbytnim ułatwieniem. Głównych przyczyn tego zjawiska doszukiwałbym się w następujących obszarach: Po pierwsze ludzie oczekują konkretnych rozwiązań problemów, które dotykają ich na co dzień. Po drugie: polityka na szczeblu federalnym zbyt długo dawała poczucie, że państwo może regulować wszystko i kładła zbyt mały nacisk na osobistą odpowiedzialność i potrzebę zaangażowania. Fakt, że rzeczywistość jest inna, że państwo nie może regulować wszystkiego i że samemu też trzeba coś zrobić dla demokracji, bezpieczeństwa i dobrobytu, budzi rozczarowanie. Podobnie jak uświadomienie sobie, że błędy polityczne popełnione w przeszłości zrodziły problemy strukturalne, dla których zabrakło wiarygodnych rozwiązań.

Wracając jednak do AfD, od wielu miesięcy w Niemczech toczy się debata o możliwej delegalizacji tej partii. Jak dziś do tej kwestii podchodzi CDU?

Nie mogę udzielić odpowiedzi na to pytanie, ponieważ nie mogę się wypowiadać za CDU.


Dwa tygodnie temu potwierdzono atak hakerski na sieć CDU. Niemieckojęzyczny internet jest zalany rosyjską dezinformacją, media społecznościowe gotują się wręcz od fake-newsów. Jak Pan ocenia odporność Niemiec jako państwa i odporność społeczeństwa niemieckiego na rosyjską, ale i chińską dezinformację w sieci?

Cyberataki są instrumentem wojny hybrydowej stosowanym przez Rosję i Chiny przeciwko liberalnym demokracjom. Nie polegają one wyłącznie na wykradaniu danych, ale mogą również obejmować tak zwane „włamania i wycieki” w celu zdyskredytowania określonych instytucji czy osób lub szerzenia dezinformacji. Jest to szczególnie poważne, gdy ataki są skierowane przeciwko partiom politycznym, a zwłaszcza, kiedy dochodzi do nich w związku z wyborami. Jest to bowiem atak na naszą demokrację. Powinniśmy to więc potraktować bardzo poważnie i lepiej się uzbroić przeciwko cyberatakom, które każdego roku generują ogromne koszty dla gospodarki i szkody dla naszego kraju, a także potęgują poczucia niepewności w społeczeństwie. Ataki ze strony Rosji i Chin przybrały znacznie na sile i nie jest przypadkiem, że sekretarz stanu USA Anthony Blinken w sposób szczególny podkreślił hybrydowe zagrożenie ze strony Rosji dla Europy na spotkaniu NATO w Pradze. Rosja chce celowo szerzyć niezgodę w Europie i NATO oraz podważać podstawy naszego demokratycznego porządku. Nadal trwa dochodzenie, kto jest odpowiedzialny za cyberatak na CDU. Co się tyczy samego państwa-Niemcy są szczególnie podatne na hybrydowe operacje wpływu. Dezinformacja trafia na podatny grunt, ponieważ nasze społeczeństwo w pewnych obszarach jest nadal bardzo naiwne w stosunku do Rosji i Chin i nie mamy prawie żadnych państwowych środków ochrony, jak ma to miejsce na przykład we Francji czy Szwecji, gdzie istnieją organy państwowe chroniące przed dezinformacją. Ponadto Niemcom zasadniczo brakuje wrażliwości i kultury strategicznej, niezbędnych do tego, by w ogóle zdawać sobie sprawę z istnienia zagrożeń hybrydowych.

We wtorek 11 czerwca prezydent Wołodymyr Zełenski wygłosił przemówienie w Bundestagu, w którym podziękował Niemcom za wsparcie udzielane Ukrainie. Równolegle w Berlinie odbywała się konferencja na rzecz odbudowy tego kraju. Czy Pana zdaniem dzisiejsza niemiecka pomoc dla Kijowa jest wystarczająca?
 

Jak dotąd Niemcy w tym zakresie działają poniżej swoich możliwości i są głównym hamulcowym, zarówno wsparcia wojskowego, jak i zaostrzenia sankcji czy zaproszenia Ukrainy do NATO. Problem polega na tym, że kanclerz nie zmienił politycznego celu wsparcia i wciąż trzyma się fałszywej strategii „as long as it takes “ (tak długo, jak będzie trzeba-red.), która przecież zawiodła. Scholz nie chce, aby Ukraina wygrała, a Rosja tym samym przegrała. Dlatego też blokuje i opóźnia niezbędny zasięg pomocy. Ukraina nadal może wygrać, ale tylko wtedy, gdy europejskie państwa wspierające, w końcu zapewnią Kijowowi kompleksowe wsparcie: militarne, finansowe, gospodarcze i polityczne.
Nie oznacza to, że wyślemy wojska do walki, ale raczej, że w końcu zwiększymy własną produkcję obronną i dostarczymy Ukrainie znacznie więcej z zapasów własnych i tych z rynku światowego. Konieczna jest również ostateczna diagnoza i podjęcie środków zaradczych przeciwko wsparciu dla Rosji pozyskiwanego z sojuszu CRINK (Chiny, Iran i Korea Północna). Nasze sankcje muszą zostać zaostrzone, a luki prawne zlikwidowane. Dotyczy to również powstrzymania wsparcia ze strony Chin poprzez ukierunkowane sankcje. Chiny i Iran muszą zostać odstraszone ekonomicznie i politycznie. Z psychologicznego punktu widzenia ważne jest, aby Ukraina na szczycie NATO w Waszyngtonie otrzymała jasne zaproszenie i harmonogram członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim. Popieram również podejście Francji i tzw. koalicji chętnych do odciążenia Ukrainy w zakresie logistyki i szkolenia oraz-w razie potrzeby-wysłania niebojowego personelu wojskowego lub rozszerzenia obrony powietrznej na zachodzie Ukrainy w celu odciążenia jej w taki sposób by mogła wzmocnić obronę na wschodzie. W 2024 roku decydującą kwestią będą materiały i logistyka. Tyle że to, czego nie wyprodukowaliśmy w latach 2022/2023 z powodu strategicznej ślepoty w krajach takich jak Niemcy, nie znajdzie się w 2024 r. w Ukrainie.

Jak Pan ocenia pomysł przekazania przez państwa NATO określonej części swojego PKB na rzecz wsparcia Ukrainy?

Propozycja estońskiej premier Kaji Kallas, aby wszyscy członkowie NATO przekazali 0,25 procent swojego PKB na wsparcie Ukrainy, ma sens. Ponieważ w dynamice wojny Europa musi coś przeciwstawić rosyjskiej gospodarce wojennej i wsparciu, jakiego udzielają Rosji państwa sojuszu CRINK. Zachód i Europa znacznie przewyższają Rosję pod względem gospodarczym. Jeśli istnieje wola polityczna, aby pomóc Ukrainie w zwycięstwie, tj. wyzwoleniu jej terytorium w granicach z 1991 roku, jest to możliwe. Aby to osiągnąć, należy w końcu zmienić cel i strategię sojuszników na: kompleksowe wsparcie i hasło: „whatever it takes to win the war” (wszystko, czego potrzeba by wygrać wojnę -red.). Jeżeli Rosja ma w ogóle kiedykolwiek zostać zmuszona do negocjacji, to stanie się to tylko wtedy, gdy Ukraina będzie działać z pozycji siły. A [jak na razie] wojna rozstrzyga się na polu bitwy, ponieważ Rosja obecnie widzi siebie po zwycięskiej stronie i nie jest zainteresowana negocjacjami. Nie zmieni się to tak długo, jak długo Niemcy jako decydujący kraj w Europie, będą się wahać i zwlekać i ani nie postawią sobie za cel zwycięstwa Ukrainy, ani nie zmienią strategii wsparcia na kompleksowe. Finansowe wspieranie Ukrainy z „kieszeni Zachodu” i towarzyszenie jej z „pozycji pracy zdalnej” oznacza nie tylko koniec Ukrainy, ale również doprowadzi do rozszerzenia wojny przez Rosję i tym samym będzie końcem pokoju, wolności i samostanowienia w Europie.

Co wniesie pokojowy szczyt w Szwajcarii?

Konferencja w Szwajcarii to bardzo dobra inicjatywa, która wspiera wysiłki dyplomatyczne Ukrainy i plan pokojowy Zełenskiego. Głównym założeniem jest uzyskanie politycznego wsparcia jak największej liczby państw w celu umożliwienia sprawiedliwego i trwałego pokoju na Ukrainie i w Europie na podstawie Karty Narodów Zjednoczonych i prawa międzynarodowego i to w perspektywie długoterminowej. Nie należy oczekiwać, że konferencja nagle doprowadzi do wycofania się Rosji z Ukrainy, a tym samym do rozpoczęcia konkretnych negocjacji. Priorytetem jest zatem promowanie ukraińskiej idei i koncepcji sprawiedliwego pokoju, którą Zełenski realizuje od jesieni 2022 roku, oraz uzyskanie międzynarodowego wsparcia politycznego dla tej drogi w kierunku porządku opartego na zasadach. Coraz więcej państw na całym świecie powinno być przekonanych do koncepcji sprawiedliwego pokoju opartego na zasadach prawa międzynarodowego, a tym samym wspierać politycznie Ukrainę i przeciwstawiać się sojuszowi CRINK, który chce wyeliminować wszystkie podstawowe zasady międzynarodowe i opowiada się za imperialnym podejściem i tworzeniem stref wpływów.
Szczyt w Szwajcarii należy zatem rozumieć w kontekście trwającego konfliktu systemowego. To spotkanie stoi ponadto w sprzeczności z „dyktowanym pokojem”, „udawanym pokojem” lub żądaniami natychmiastowego zawieszenia broni, do których wzywają prawicowi i lewicowi populiści oraz prorosyjscy aktorzy, co de facto „nagradzałoby” wojskowe przesunięcia granic i ludobójstwo z naruszeniem prawa międzynarodowego. Niemcy powinny zatem przyjechać do Szwajcarii w celu politycznego wsparcia planu pokojowego Zełenskiego i zdystansowania się od wszelkich wezwań do „zamrożenia” [konfliktu] lub haseł utrzymanych w duchu, że „Ukraina sama powinna o siebie zadbać". Zamiast tego Niemcy same mogą pomóc przekonać niezdecydowane państwa z Afryki, Ameryki Południowej czy Azji do planu pokojowego Zełenskiego. W końcu jak by nie patrzeć, w swojej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego niemiecki rząd wyraźnie opowiedział się za wzmocnieniem prawa międzynarodowego, które jest podstawą planu pokojowego Zełenskiego.

W Berlinie Ursula von der Leyen opowiedziała się za szybkimi negocjacjami akcesyjnymi z Ukrainą. Dzień wcześniej grupa Sojusz Sahry Wagenknecht w Bundestagu pisemnie wezwała niemiecki rząd do sprzeciwienia się ramom negocjacyjnym w Radzie Unii Europejskiej w celu otwarcia rozmów akcesyjnych z Ukrainą, argumentując, że „nie ma ku temu warunków choćby ze względu na korupcję i brak kontroli nad oligarchami w Ukrainie”. Czy BSW to „nowe AfD”, tyle, że na lewicy?

Podobnie jak AfD, Sojusz Sahry Wagenknecht szerzy rosyjską propagandę czyniąc z siebie przedłużone ramię Kremla. A jednak BSW nie do końca plasuje się na lewicowym skrzydle, ponieważ prezentuje zarówno lewicowe, jak i skrajnie prawicowe stanowiska, w każdym razie stanowiska autokratyczne, które są skierowane przeciwko podstawom wolnego, demokratycznego porządku. W tym sensie widzimy nowe przetasowanie w ramach tzw. teorii podkowy.

11 czerwca, w dniu wystąpienia Wołodymyra Zełenskiego w Bundestagu klub parlamentarny CDU/CSU złożył wniosek o powołanie komisji śledczej w związku z procesem decyzyjnym m.in. w sprawie wygaszenia elektrowni jądrowych już po rosyjskiej napaści na Ukrainę. Jednocześnie w niemieckich mediach pojawiają się spekulacje, że Zieloni chcieliby na szczeblu federalnym powołać komisję śledczą ds. Nord Streamu II. Czego jako poseł CDU spodziewa się Pan po pracach komisji śledczej ds. atomu i jednocześnie – co Pan sądzi o możliwości powołania komisji ds. Nord Streamu II?

Nie spodziewam się żadnych istotnych ustaleń ze strony komisji śledczej ds. energii jądrowej, ponieważ, szczerze mówiąc, większość decyzji ma charakter polityczny, a zatem są kształtowane przez politykę partyjną. Jest to jeden z powodów, dla których zaufanie społeczeństwa niemieckiego do struktur i procesów politycznych ogólnie spada. Osobiście uważam jednak, że o wiele ważniejsze dla CDU/CSU i SPD byłoby całkowite przepracowanie tematu polityki wobec Rosji, w tym roli [niemieckich] polityków zarówno w przypadku Nord Stream I jak i Nord Stream II, kwestii uzależnienia się od Rosji oraz sprzedaży magazynów Gazu Gazpromowi. Szkody w polityce bezpieczeństwa spowodowane naszą błędną polityką wobec Rosji, Chin, a także Iranu mają znacznie poważniejsze konsekwencje niż decyzja o nieco krótszym utrzymaniu niemieckich elektrowni jądrowych. W związku z tym uważam, że komisja śledcza ds. Nord Streamu I i II jest właściwym krokiem, podobnie jak wyjaśnienie polityki prowadzonej wobec Rosji i hybrydowego wywierania wpływów (w Niemczech-red.) przestrzeni ostatnich dwudziestu lat.

Przygotowała Olga Doleśniak-Harczuk
15.06.2024