< Wstecz

Amerykański Goliat z Cardiff – fejk ze śladami dłuta. Jak zdemaskowano jedno z najgłośniejszych oszustw Stanów Zjednoczonych

fot. Library of Congress Catalog
fot. Library of Congress Catalog

155 lat temu zdemaskowano jedno z najbardziej misternie utkanych oszustw archeologicznych Stanów Zjednoczonych. Mierzące trzy metry ciało skamieniałego olbrzyma, które ściągało ciekawskie tłumy z całej Ameryki, przyprawiało o zawrót głowy historyków, paleontologów i zwykłych ludzi, okazało się jedynie wapienną atrapą biblijnego giganta. Pomysłodawca fałszywego olbrzyma, George Hull zdążył jeszcze przed demaskacją spieniężyć swoje dzieło i uciec w nieznane. Jego gigantyczna rzeźba przeszła do historii jako Olbrzym z Cardiff i stanowi do dziś główną atrakcję Muzeum Rolniczego w Cooperstown, w stanie Nowy Jork. 

 

W 1875 roku Mark Twain wydał „A Ghost Story”, opowiadanie utrzymane w klimacie Edgara Allana Poego, gdzie duch nawiedzający nocami pokój głównego bohatera okazuje się niezdarnym upiorem podróbki fałszywego olbrzyma. Brzmi niedorzecznie, ale to tylko pozory. Opowieść stanowiąca kanwę opowiadania Twaina rozegrała się zaledwie kilka lat wcześniej i przeszła do historii Stanów Zjednoczonych jako największe oszustwo XIX wieku.

 

Kilka tysięcy lat w ziemi


Właściwa opowieść o Olbrzymie z Cardiff zaczęła się w 1866 r, czyli trzy lata zarówno przed jego odnalezieniem jak i zdemaskowaniem. George Hull, ekscentryczny przedsiębiorca branży tytoniowej, współzałożyciel zatrudniającej w tamtym czasie 300 osób manufaktury cygar Hull-Grummond Cigar Company, odwiedzał latem 1866 r swoją siostrę w Ackley, w stanie Iowa. Przy okazji wizyt składanych różnym miejscowym notablom (Hull załatwiał też na miejscu swoje tytoniowe interesy) przedsiębiorca wdał się w dyskusję na temat biblijnych gigantów. Jako zdeklarowany ateista próbował przekonać swojego rozmówcę, wędrownego pastora metodystów, Henry’ego Turka by mniej dosłownie postrzegał zapisy Pisma. Pastor nie zmienił zdania. I prawdopodobnie wtedy Hull wpadł na pomysł, jak ośmieszyć nie tylko pastora Turka, ale i literalne rozumienie Księgi Rodzaju. Swój plan rozłożył zaś w czasie na trzy lata.

W czerwcu 1868 r Hull wybrał się do kamieniołomów gipsu w Fort Dodge, gdzie wraz ze swoim wspólnikiem H.B. Martinem zakupił pięciotonowy blok gipsu o długości blisko 7 metrów i szerokości 1,2 metra. Zakup tłumaczyli zamiarem wykonania patriotycznego posągu. Następnie przetransportowali blok do Chicago, gdzie swój warsztat kamieniarski miał niemiecki imigrant, Eduard Gustave Burkhardt. Jak wynika ze wspomnień jego potomków, Burkhardt rzeźbił anioły nagrobne i mógł nie wiedzieć o prawdziwych intencjach swojego zleceniodawcy, Georga Hulla, który zażyczył sobie rzeźby leżącego olbrzyma. Zdaniem praprawnuczki kamieniarza, Karen Edwards, jej przodek zmarł krótko po tym jak już gotowy olbrzym wyjechał z Chicago pociągiem towarowym w nieznanym kamieniarzowi kierunku. Burkhardt osierocił ośmioro dzieci i nie zobaczył ani centa z pracy wykonanej dla Hulla, a wdowie po nim ostatecznie udało się uzyskać zaledwie 10 dolarów. Mizerna kwota wiedząc, że ekscentryczny Amerykanin wydał na fałszywego olbrzyma ok 2,6 tys. dolarów, co w 2012 r miało równowartość ok 41 tys. dolarów. W rodzinie Burkhardta niechętnie wracano do tematu gigantycznej rzeźby, jego dzieci wolały zapomnieć, że ich ojciec dosłownie przyłożył rękę i dłuto do jednego z największych oszustw Ameryki. Nawet jeżeli uczynił to nieświadomie. Burkhardt nie pracował nad rzeźbą sam, miał do pomocy dwóch innych rzeźbiarzy, Henry’ego Salle and Freda Mohrmana.


Hull miał dbać o właściwą atmosferę pracy nad olbrzymem, sam nawet wyciszył pracownie, w której powstawała rzeźba, wieszając na ścianach dywany i kilimy a pracownikom dostarczał zapasy piwa „by byli weseli”. Robotę skończono we wrześniu, po blisko czterech miesiącach. Hull nie był jednak zadowolony z wyniku. Obawiał się, że olbrzym „wygląda na zbyt nowego jak na kogoś, kto miał spędzić pod ziemią kilka tysięcy lat”. Postanowił więc postarzyć rzeźbę polewając ją własnoręcznie mieszanką kwasów i wbijając w kamień igły przymocowane do deseczki by osiągnąć porowatą fakturę przypominającą wyglądem ludzką skórę. Tak obrobiony olbrzym mógł już spokojnie uchodzić za skamieniałe ciało od tysięcy lat zalegające w ziemi a przynajmniej za starożytną rzeźbę giganta. 

Oba wcielenia wchodziły w grę. Jak opisują w książce “On the Seamy Side of the Street: Colorful Characters from Broome County's History" Gerald R. Smith i George Basler, gotowego olbrzyma (ważącego ostatecznie blisko 3 tony) zapakowano do skrzyni i przetransportowano do Cardiff, na farmę Williama Newella, kuzyna Georga Hulla, który był wtajemniczony w szczegóły planu. Z początku rzeźbę ukryto w krzakach, w listopadzie zaś Hull wrócił na farmę i zakopał swoje dzieło kilka stóp pod ziemią za stodołą kuzyna. Rok później Newell najął robotników i polecił im wykopanie studni w miejscu za stodołą.

 16 października 1869 r pod łopatami coś zachrzęściło. Najpierw ukazała się spora stopa, a potem cała postać olbrzyma. Plotka o skamieniałym gigancie rozeszła się po okolicy, każdy chciał zobaczyć archeologiczne znalezisko z farmy Newella. Zresztą miejsce wybrane przez Hulla nie było przypadkowe. Już wcześniej natrafiono w Cardiff na resztki starego świata, obecność olbrzyma miał wiec odpowiednią i potwierdzoną wcześniejszymi znaleziskami legendę, co czyniło odkrycie jeszcze bardziej prawdopodobnym. Gazety donosiły o „skamieniałym olbrzymie w Cardiff”, William Newell wietrząc interes rozbił nad znaleziskiem namiot i wpuszczał ludzi na 15-minutowe sesje oglądania giganta za 50 centów od głowy. 

W dni powszednie najsłynniejszy namiot w okolicy odwiedzało od 300 do 500 osób, w niedziele ich liczba przekraczała nawet dwa tysiące. Olbrzym stał się hitem turystycznym Cardiff. Obroty, jakie wcześniej robiono w cztery miesiące, teraz robiono w cztery dni. Newell poszerzył więc jeszcze bardziej działalność i ruszył ze sprzedażą cydru i korzennego piwa. Sława skamieniałego giganta opłacała się wszystkim. I tak mijały tygodnie, William Newell zbijał majątek na biletach wstępu do namiotu giganta, a George Hull mógł z ukrycia napawać się swoim psikusem. Newell dość szybko postarał się o wspólników i odsprzedał miejscowym przedsiębiorcom 75 proc. udziałów w zyskach z olbrzyma za 37,5 tys. dolarów. Jedna czwarta udziałów została w rękach Newella i Hulla. 

 

Spójrzcie, nadchodzi zwycięzca! 

 

5 listopada 1868 r nowi udziałowcy przenoszą olbrzyma do Syracuse, gdzie jest witany partią chóralną oratorium Juda Machabeusz Georga Friedricha Händla „Spójrzcie, nadchodzi zwycięzca!”.  A wieści o olbrzymie rozchodzą się błyskawicznie dzięki gazetom i ich determinacji by przegonić konkurencję w bitwie na newsy, co opisują w swojej książce Gerald R. Smith i George Basler:


Żadna inna grupa nie promowała olbrzyma mocniej od gazet z Syracuse, które rywalizowały ze sobą w nowym krajobrazie medialnym (…) Postęp technologiczny, zwłaszcza [powstanie i wykorzystanie] telegrafu, sprawił, że gazety stały się bardziej aktualne i ogromnie zwiększyła się konkurencja o świeże wiadomości, historie o ludziach i skandalach. Olbrzym z Cardiff był sensacją, którą gazety z Syracuse mogły wykorzystać do konkurowania z wielkomiejskimi dziennikami i nie zamierzały przepuścić takiej okazji.
Dla samych zaś mieszkańców Syracuse gigant był powodem do lokalnej dumy i szansą na zarobienie pieniędzy, ponieważ przyciągał gości do hoteli, restauracji i lokalnych firm. (…) Szacuje się, że w pierwszych sześciu tygodniach pod wykopania olbrzyma, za obejrzenie go zapłaciło 60 tys. osób. New York Central Railroad zaaranżowała nawet 10-minutowe postoje swoich pociągów w Syracuse, aby pasażerowie mogli przejść na drugą stronę ulicy i rzucić okiem na olbrzyma. 

Wzrost popularności olbrzyma pociągnął za sobą dyskusję nad jego autentycznością. Zdaniem profesora Jamesa Halla, jednego z najwybitniejszych paleontologów i geologów amerykańskich XIX wieku, olbrzym był „jednym z najbardziej niezwykłych artefaktów, jakie kiedykolwiek wydobyto na światło dzienne w Stanach Zjednoczonych i nawet jeżeli nie pochodził z epoki kamienia, to niewątpliwie zasługuje na uwagę archeologów”. Nie wszyscy jednak byli skłonni uwierzyć w autentyczność znaleziska. Olbrzym nie mógł być skamieniałym ciałem, a tezie o starożytnej rzeźbie przeczyły prawa fizyki – miękki kamień nie przetrwałby w wilgotnej ziemi tysięcy lat. Uwagę na ten drugi fakt zwrócił w liście do lokalnej prasy 24-letni inżynier górnictwa, Fillmore Smith. Jego zdaniem rzeźba uległaby dekompozycji leżąc tak długo w wilgotnej ziemi. Spostrzeżenie młodego inżyniera zaintrygowała profesora Johna Boyntona, który z początku skłaniał się ku tezie, że olbrzyma wykonali ok.1600 roku misjonarze jezuiccy chcąc wywrzeć wrażenie na indiańskich autochtonach. Boynton wykonał eksperyment z wykorzystaniem gipsu i z pewnym zażenowaniem przyznał, że wynik testu obalił jego teorię. Od tego momentu profesor postanowił zgromadzić dowody oszustwa. I wtedy na jaw zaczęły wychodzić kolejne szczegóły „operacji olbrzym”. Mieszkańcy Fort Dodge zeznali, że dobrze pamiętają Georga Hulla i jego zakupy w tamtejszych kamieniołomach a sąsiedzi farmy Newella przypomnieli sobie wyładunek transportu z pociągu towarowego, czyli olbrzyma w skrzyni.


Ostatecznie wersję wskazującą na oszustwo potwierdził paleontolog z Uniwersytetu Yale, Othniel Charles Marsh, który w historii amerykańskiej paleontologii zapisał się odkryciem pierwszego w Ameryce pterozaura [największego latającego zwierza w historii, rozpiętość jego skrzydeł mogła sięgać nawet 12 metrów]. Marsh kategorycznie uznał olbrzyma za oszustwo. Przyparty do muru Hull postanowił obrócić sytuację na swoją korzyść i w grudniu 1868 r zaczął snuć opowieści o swoim oszustwie i jak do niego doszło. O dziwo zainteresowanie fałszywym gigantem wcale nie osłabło, teraz jednak ludzie ściągali tłumnie do Syracuse by zobaczyć na własne oczy ten majstersztyk kuglarstwa. Cena fejkowego znaleziska nawet wzrosła, do tego stopnia, że o prawo do wystawiania giganta zabiegał sam P.T. Barnum, właściciel cyrku i przedsiębiorca uważany za jednego z prekursorów nowoczesnego przemysłu rozrywkowego i reklamy. Barnum zaoferował za prawo do trzytygodniowego wystawiania olbrzyma w swoim cyrku 60 tys. dolarów, ale koniec końców nie dobił targu z właścicielami giganta. Barnum sporządził jednak dokładną kopię Olbrzyma z Cardiff, przetransportował „fejkowego fałszywego giganta” do Nowego Jorku i zaczął go wystawiać, co zirytowało właścicieli właściwego giganta i sprawa skończyła się przed sądem. Sędzia rozpatrujący skargę nie zamierzał ścigać Barnuma, stwierdził tylko, że „podróbka nie przebije podróbki” i sprawę zamknął. Już za brama sądu rozpętała się istna wojna gigantów, co z kolei napędzało gazety w całym kraju. Kto wygrał na tej wojnie? Zdecydowanie olbrzym Barnuma. Sprytny manager potrafił zarobić nawet na „podróbce podróbki”. Właściciele oryginalnego giganta nie dość, że przestali na nim zarabiać, to jeszcze za sprawą dwóch współpracowników Burkhardta, najedli się wstydu, kiedy ci ujawnili, że nie otrzymali zapłaty od Georga Hulla za wykonaną przy olbrzymie pracę. Kwitnący interes z olbrzymem dobiegł kresu, a sam bohater afery wylądował w nowojorskim muzeum.

 

Brakujące ogniwo

 

Co do sprawcy całego zamieszania – Georga Hulla, wpadł na kolejny pomysł oszustwa. Tym razem jednak, doceniając zdolności promocyjne swojego niedawnego przeciwnika, połączył siły z Barnumem. Hull zlecił wyrzeźbienie kolejnego „znaleziska”. Tym razem była to człowiekokształtna postać udająca brakujące ogniwo ewolucji. Rzeźba nazwana Gigantem z Kolorado została zakopana 25 mil na zachód od Pueblo i „znaleziona” we wrześniu 1877 r. Tym razem jednak metoda na olbrzyma zawiodła. Nowe oszustwo nie wzbudziło ani takich emocji, ani zainteresowania jak Olbrzym z Cardiff. Po aferze z pierwszym olbrzymem zostały wycinki starych gazet, archiwalne zdjęcia z „ekshumacji” na farmie, rzeźba olbrzyma, która od 1947 jest elementem stałej ekspozycji Muzeum Rolniczego w Cooperstown [ostatnio olbrzyma wypożyczono Bruce Museum na potrzeby specjalnej wystawy dokumentującej największe oszustwa naukowe USA, wrócił z tej wycieczki na swoje stałe miejsce w lutym tego roku] i artykuły naukowe poświęcone demaskacji oszustwa. Jeden z takich artykułów napisał nawet Andrew Dickson White, pierwszy rektor Uniwersytetu Cornell, historyk i późniejszy ambasador Stanów Zjednoczonych w Rosji i Niemczech. I jeszcze jest opowiadanie Twaina. O podróbce ducha podrobionego olbrzyma Barnuma, który chciałby w końcu spocząć w ziemi, na farmie Newella nie wiedząc nawet, że nigdy w niej nie leżał. 


09.04.2024

Ostatni dostęp do wszystkich linków: 09.04.2024