< Wstecz

"Żyjemy w czasach dezinformacyjnej epidemii. Szybkie ustalenie pacjenta zero jest kluczowe"

fot. Katarzyna Puciłowska/WAT
fot. Katarzyna Puciłowska/WAT

Podobnie jak w przypadku epidemii wirusowych, szybkie rozpoznanie źródła – czyli "pacjenta zero" dezinformacji – jest kluczowe. To trudniejsze niż się wydaje, dlatego wprowadziłem koncepcję "ognisk propagacji". Moje badania sugerują, że skupienie się na nich zwiększa skuteczność w identyfikacji i ograniczeniu dezinformacji. Zdecydowanie, można powiedzieć, że żyjemy w czasie dezinformacyjnej epidemii. – mówi w rozmowie z FakeHunterem mjr mgr inż. Damian Frąszczak, doktorant Szkoły doktorskiej WAT.

W artykule „Detecting rumor outbreaks in online social networks”, który ukazał się w 2023r w magazynie naukowym „Social Network Analysis and Mining” dokonał Pan analizy technik wykrywania źródeł fake newsów.
W tekście podkreślał Pan, że samo zwalczanie dezinformacji przy dzisiejszym zasięgu i sile oddziaływania mediów społecznościowych to wyjątkowo trudne zadanie. Trudne, ale wykonalne?

Zwalczanie dezinformacji w erze mediów społecznościowych to ogromne wyzwanie. Wykrywanie i identyfikacja źródeł są trudne, zwłaszcza w realnym czasie. Ponadto, nie zawsze mamy dostęp do wszystkich danych, co komplikuje sytuację. Technologia sama w sobie nie wystarczy, potrzebna jest także edukacja medialna i wsparcie regulacyjne. Trudne, ale z dobrą koordynacją i holistycznym podejściem, wykonalne.

W Pańskim artykule nie brakuje wykresów i treści hermetycznych dla tzw. zwykłego, niezwiązanego naukowo z tematem chociażby algorytmów – użytkownika internetu. Jak w kilku zdaniach ująłby Pan cel i metody swojej analizy?

Badanie skupia się na identyfikowaniu "ognisk propagacji" dezinformacji w sieciach społecznościowych. To grupy użytkowników, które rozpowszechniają nieprawdziwe informacje. Sprawdziłem, czy znane metody identyfikacji tych źródeł działają lepiej, gdy skupimy się na tych ogniskach. Wyniki pokazały, że istnieje sporo miejsca dla ulepszeń, ale skupienie się na rzeczywistych ogniskach propagacji znacząco poprawia efektywność tych technik.

Jest Pan również autorem oprogramowania RPaSDT umożliwiającego ustalanie źródeł fałszywych treści w mediach społecznościowych. Jak działa to narzędzie?

RPaSDT to pierwsze tak zaawansowane narzędzie open-source, które umożliwia identyfikowanie źródeł dezinformacji w mediach społecznościowych. Co więcej, jest to narzędzie, które ma stać się punktem wyjściowym dla przyszłych badań w tej dziedzinie. Można je traktować jako repozytorium znanych metod wykrywania źródeł, co umożliwia łatwe porównanie i wybór najskuteczniejszych technik, a także poznanie ich wad oraz zalet.
Użytkownik może łatwo symulować różne scenariusze propagacji fałszywych informacji i na tej podstawie identyfikować potencjalne źródła. Program jest bardzo intuicyjny i dostosowany do potrzeb zarówno badaczy, jak i osób niezwiązanych z nauką. Zawiera również dodatkowe narzędzia do zaawansowanej analizy sieci, co ułatwia prowadzenie bardziej skomplikowanych badań. To sprawia, że RPaSDT jest nie tylko praktycznym narzędziem, ale również platformą badawczą, która ma pomóc w dalszym rozwoju tej dziedziny.


Przy ograniczaniu dezinformacji najważniejsze jest ustalenie jej źródła, w tekstach branżowych przyrównuje się ten proces do identyfikacji pacjenta zero w przypadku epidemii. Żyjemy w czasie dezinformacyjnej epidemii?

Zdecydowanie, można powiedzieć, że żyjemy w czasie dezinformacyjnej epidemii. Podobnie jak w przypadku epidemii wirusowych, szybkie rozpoznanie źródła – czyli "pacjenta zero" dezinformacji – jest kluczowe. To trudniejsze niż się wydaje, dlatego wprowadziłem koncepcję "ognisk propagacji". Moje badania sugerują, że skupienie się na nich zwiększa skuteczność w identyfikacji i ograniczeniu dezinformacji.


Bywa, że pewne treści, zwłaszcza te o wydźwięku sensacyjnym są odruchowo podawane dalej zasilając krwiobieg dezinformacji. Co by Pan doradził użytkownikom mediów społecznościowych, jakie zachowania powinny nam – jako korzystającym z sieci, wejść, mówiąc kolokwialnie w krew zanim dotkniemy klawiatury?


Zanim klikniemy "udostępnij", warto się zastanowić. Jeśli coś wydaje się zbyt sensacyjne, warto to zweryfikować. Korzystajmy z różnych, rzetelnych źródeł, by mieć pełniejszy obraz sytuacji. Pamiętajmy też, że media społecznościowe mogą nas wpędzić w "bańkę informacyjną", pokazując tylko to, co nas interesuje. Jeżeli coś wydaje się zbyt dobre, by było prawdziwe, najczęściej tak właśnie jest. Bądźmy więc sceptyczni i zrównoważeni w podejściu do informacji.

Postęp technologiczny i powszechność dostępu do internetu sprawia, że już od najmłodszych lat dzieci są konfrontowane z zalewem informacji. Jak oswajać z problemem możliwej dezinformacji najmłodszych użytkowników?

Edukacja jest kluczem do przygotowania najmłodszych. Warto uczyć dzieci, jak odróżnić wiarygodne źródła od niepewnych i co oznacza, gdy informacja jest stronnicza. Zachęcajmy je, by zawsze weryfikowały informacje z kilku różnych źródeł zanim je udostępnią. Uświadamianie, że nie wszystko w sieci jest prawdą, to podstawowa umiejętność, którą powinny nabyć od najmłodszych lat.


Kiedy zaczął się Pan interesować technikami diagnozowania fake-newsów?

Zainteresowanie problemem dezinformacji pojawiło się, gdy zauważyłem jego rosnący wpływ na społeczeństwo. To, co mnie najbardziej pociągnęło w tym kierunku, to złożoność i wielowymiarowość problemu. Zastosowanie różnych technik, od sztucznej inteligencji do teorii grafów, sprawia, że jest to pole niezwykle intrygujące. Pomimo dostępnych narzędzi, wyzwań jest wiele, co sprawia, że jest to obszar badawczy pełen niewiadomych i możliwości, co dla mnie jest niezwykle motywujące.


25.10.23
Przygotowała Olga Doleśniak-Harczuk