Ewakuacja rosyjskich rozbitków. Norweski armator dowodzi, że nie narażono marynarzy na niebezpieczeństwo
Po zatonięciu rosyjskiego statku Ursa Major Kreml wyraził oburzenie rzekomym narażeniem życia rozbitków, których nie wpuszczono na pokład norweskiej jednostki. Jej operator odrzucił te zarzuty i opublikował zdjęcia z akcji ratunkowej. Polski ekspert ds. ratownictwa morskiego, z którym rozmawiała PAP, potwierdził, że Rosjanom nic nie groziło. 24 grudnia na Morzu Śródziemnym, około 120 km od wybrzeży Hiszpanii, zatonął statek towarowy Ursa Major należący do rosyjskiej firmy Oboronlogistika. Jak podał „The Guardian”, zarówno jednostka, jak i przedsiębiorstwo, były powiązane z rosyjskim resortem obrony i od 2022 r. znajdowały się na amerykańskiej liście sankcyjnej. Według agencji RIA Nowosti, przyczyną zatonięcia były trzy eksplozje, co ma bezspornie świadczyć o tym, że doszło do „aktu terroryzmu”. Tym niemniej nie wskazano, kto miałby za nim stać. Źródła inne niż rosyjskie, jak do tej pory, nie wypowiedziały się na temat przyczyny katastrofy, w której zginęły dwie osoby, a udało się uratować 14.
To właśnie przebieg podjęcia z morza ocalałych marynarzy dał Kremlowi pretekst, do puszczenia w świat przekazu, że gdy chodzi o Rosjan, prawo morskie i elementarne prawa etyczne tracą na znaczeniu.
Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa, były premier i prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew we wpisie na Telegramie wezwał do wspierania wszelkich destrukcyjnych procesów zachodzących w Europie. Potrzebę tę uzasadnił potraktowaniem załogi zatopionej jednostki. „Statek pod norweską banderą Oslo Carrier 3 odmówił przyjęcia na pokład rosyjskich marynarzy z Ursa Major, którzy tonęli w Morzu Śródziemnym” – czytamy w jego wpisie z 27 grudnia.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, w wypowiedzi dla Reutera, powtórzył to samo twierdzenie, choć w nieco łagodniejszej formie. Stwierdził, że jeśli faktycznie nie udzielono żadnej pomocy, to jest to sprzeczne z prawem morskim i że działania te będą „oburzającym przypadkiem, który zasługuje na całkowite potępienie”.
Słowa o tonących marynarzach, których nie wpuszczono na pokład, zacytowała agencja TASS, a w ślad za nią większość rosyjskich mediów.
Jeszcze tego samego dnia operator norweskiej jednostki, firma Oslo Bulk, odrzucił te zarzuty i opublikował zdjęcia z akcji ratunkowej. W wydanym oświadczeniu przedstawiciele firmy podkreślili, że operacja ratunkowa była koordynowana przez Maritime Rescue Coordinating Center w hiszpańskim mieście Kartagena. To miało poinstruować załogę Oslo Carrier 3, by nie podejmowała na pokład rozbitków znajdujących się w szalupie rozbitków z Ursa Major. W tym czasie jednostki ratunkowe zmierzały już na miejsce zatonięcia.
W oświadczeniu zaznaczono, że żaden z marynarzy czekających na pomoc nie odniósł obrażeń, a pogoda i warunki na morzu były w tym czasie dobre. Szalupę z 14 rosyjskimi rozbitkami przycumowano i zabezpieczono obok Oslo Carrier 3, co ułatwiło późniejsze przeniesienie ich na hiszpański statek ratunkowy Salvamento Marítimo.
Czy działania zastosowane wobec rosyjskich rozbitków przeprowadzono z naruszeniem obowiązujących zasad, a marynarze zostali narażeni na dodatkowe ryzyko? Zdaniem Rafała Goecka, ratownika morskiego, rzecznika Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni, nie ma o tym mowy: „Przepisy międzynarodowe mówią jasno, że jednostka, która jest najbliżej ma obowiązek wspomóc działania ratownicze, nawet gdy służby ratownicze są już w drodze lub gdy działania ratownicze nie zostały jeszcze zadysponowane. Jednak pozostawiają ocenę sytuacji ratującemu i nie określają, jaką formę ma mieć udzielona pomoc” – tłumaczył ekspert.
W ocenie rozmówcy PAP sytuacji tej nie można rozpatrywać w oderwaniu od tego, że w Hiszpanii działanie służb ratunkowych jest zorganizowane inaczej niż w Polsce. A koordynatorzy akcji, oprócz bezpieczeństwa rozbitków, wzięli pod uwagę również inne czynniki: „Tam mają one formę urzędu morskiego zintegrowanego ze służbą ratowniczą oraz strażą graniczną. Jeżeli koordynujący taką akcję, na podstawie wszystkich zebranych informacji, stwierdził, że ci ludzie są bezpieczni i w sytuacji awaryjnej mogą w każdej chwili zostać podjęci przez norweską jednostkę, to było to zgodne z obowiązującymi przepisami” – podkreślił Rafał Goeck.
PAP zapytała rozmówcę, czy w jego ocenie, przebieg akcji ratunkowej byłby inny, gdyby zatopiony statek nie był powiązany z armią federacji, a marynarze – Rosjanami. Czy zostaliby bez przeszkód podjęci z szalupy na pokład statku, który przybył im z pomocą? „Wiemy jaka jest sytuacja geopolityczna. Natomiast nie wiemy, co przewoził ten norweski statek. Przecież mógł mieć na pokładzie jakiś ładunek wojskowy. Sądzę, że w takim przypadku postępowanie byłoby identyczne, gdyby marynarzami zatopionej jednostki byli Polacy czy Brytyjczycy” – przekonywał Rafał Goeck.
Grzegorz Rutke
mow/
Opublikowano: 09.01.2025