< Back

Fukushima, afera szpiegowska i chiński makiaweliczny moment – Zachód vs. „Terakotowa Armia nowego typu”

fot. PAP/EPA/WU HONG
fot. PAP/EPA/WU HONG

Czy zachodni wywiad może pokonać Chiny w nowej zimnej wojnie? Czy Zachód jest w ogóle gotów na starcie z chińską maszynerią wywiadowczo-propagandową, o której wiedza jest dużo skromniejsza niż ta o wcześniejszym zagrożeniu sowieckim, a dziś – rosyjskim? Te i wiele pokrewnych pytań pada na marginesie najnowszej książki Caldera Waltona, amerykańsko-brytyjskiego historyka i specjalisty ds. służb wywiadowczych zatytułowanej: „Spies: The epic intelligence war between East and West”.

Dwa lata wcześniej w raporcie „Chinese Influence Operations. A Machiavellian Moment” autorzy związani z francuskim Instytutem Badań Strategicznych przeprowadzili czytelnika przez mikrokosmos chińskich mediów, think-tanków i całego arsenału chwytów niezbędnych do prowadzenia wojny informacyjnej. Obie publikacje warto odnotować trzymając jednocześnie rękę na pulsie bieżących operacji propagandowych Pekinu, ale i napięć na linii Chiny – cywilizacja Zachodu.

Listy

Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping ma zwyczaj pisania listów do wybranych obywateli, nie tylko chińskich. Zaś portal dziennika „Global Times”, organ medialny Komunistycznej Partii Chin „dociera” do tych listów i drukuje je jako świadectwo więzi łączącej przewodniczącego Xi z przedstawicielami różnych grup społecznych, zawodowych etc. I tak, na stronach „Global Times” można się zapoznać z listem Xi do artysty z Omanu, w którym chiński przywódca zachęca do „tworzenia większej liczby dzieł sztuki, które odzwierciedlają przyjaźń chińsko-arabską i umacniania przyjaźni między ich narodami” a w odpowiedzi artysta wyraża głęboką wdzięczność. W innym liście Xi adresuje słowa wsparcia do jednostki Ludowych Sił Zbrojnych stacjonujących w Szanghaju, co organ internetowy partii opisuje tak: „Około rok temu żołnierze (…) napisali list do prezydenta Xi, aby poinformować o swoich postępach w studiowaniu historii Komunistycznej Partii Chin i wyrazili silną wiarę i determinację, aby zdecydowanie wdrożyć instrukcje Xi i wiernie wypełniać swoją misję. Wiosną 2022 roku Xi odpowiedział na list jednostki w Szanghaju, wzywając uzbrojone siły policyjne, aby zawsze służyły jako wierni strażnicy KPCh i narodu. W swoim liście Xi pochwalił jednostkę za jej zaszczytną tradycję i osiągnięcia w poznawaniu historii partii i wezwał do kontynuowania Wielkiego Ducha Założycielskiego KPCh”. Korespondencja Xi z ludem jest publikowana w języku angielskim więc skierowana na zewnątrz. Odbiorca obyty z antyczną i romantyczną tradycją epistolarną raczej nie ulegnie czarowi listów Xi, co nie pozbawia ich jednak ważnej funkcji propagandowej. Podobnie jak fotografie ze spotkania Xi z jego nauczycielami z czasów młodości wraz z relacją z tego wydarzenia, gdzie pierwszy człowiek Chin Ludowych wspomina „jak ukształtowała go surowość niektórych profesorów”. Patrząc na pochylone przed Xi głowy chińskich pedagogów można się tylko domyślać atmosfery tego typu spotkań. W korespondencji Xi z arabskim artystą na pierwszy plan wysuwa się podziw dla kultury Chin, relacja z nauczycielami zaczyna się od pochwały szacunku dla nauki i mądrości z odniesieniem do dziedzictwa konfucjanizmu – funkcja propagandowa obu odniesień wpisuje się w to, o czym na wstępie do raportu „Chinese Influence Operations. A Machiavellian Moment” pisali Paul Charon i Jean-Baptiste Jeangène Vilmer, czyli, że „przez długi czas Chiny w odróżnieniu od Rosji zamiast wzbudzać lęk wolały być podziwiane, chciały uwodzić i projektować na świat swój pozytywny wizerunek, zachwycać nim”. Autorzy dodają jednak, że to nastawienie przemodelowano a dzisiejsze działania Pekinu bardziej przypominają model moskiewski.
„Dużo bezpieczniej jest budzić lęk niż miłość, jeśli nie możesz mieć jednego i drugiego” – ten cytat z „Księcia” staje się punktem wyjścia do zwrotu jaki zdaniem francuskich ekspertów miał się dokonać na najwyższych szczeblach aparatu komunistycznych Chin, co określają w podtytule chińskim „momentem makiawelicznym” i doprecyzowują jako „wyraźną rusyfikację chińskich operacji wpływu” [por. John G.A. Pocock “The Machiavellian Moment: Florentine Political Thought and the Atlantic Republican Tradition”,1975]. Czy rzeczywiście ta ewolucja chińskiej narracji jest – jak twierdzą francuscy autorzy – „rusyfikacją”? Pytanie wydaje się zasadne, zwłaszcza, że w wypadku Rosji strategie dezinformacyjne są głęboko zakorzenione w rosyjskiej tradycji, zarówno sowieckiej jak i carskiej. Ta z kolei, jak cała moskiewska państwowość ukształtowała się pod przemożnym wpływem tatarsko-mongolskim. A przecież mongolska „sztuka podboju”, która już w średniowieczu zawierała w sobie elementy zwiadu i dezinformacji powstała pod niewątpliwym wpływem wzorców chińskich. Być może zamiast dostrzeganej przez współczesnych badaczy „rusyfikacji”, mamy do czynienia ze wspólnym dziedzictwem kolejnych euroazjatyckich imperiów? To drobna dygresja nie umniejszająca wagi samego, liczącego ponad 600 stron raportu ilustrującego ewolucję, jaka w ostatnich latach dokonała się w chińskim aparacie wpływu a rzutującym na skalę i jakość ofensywy wywiadowczej i propagandowej - od zabiegów dyplomatycznych po manipulacje medialne i wykorzystywanie w celach propagandowych mediów i platform społecznościowych. Pod koniec opracowania autorzy diagnozują sukcesy, ale i strategiczne porażki komunistycznych Chin na polu wywiadowczym i propagandowym. Od wydania raportu minęły 2 lata, ale jego wartość jako pewnego rodzaju mapy ułatwiającej orientację w meandrach chińskiego landszaftu dezinformacyjnego i ośrodków wpływów wciąż można uznać za cenną. Zwłaszcza, że – idąc tropem wyznaczonym niedawno przez Caldera Waltona – zachodnie rozpoznanie Chin do dziś pozostawia wiele do życzenia.


Czym żyją Chiny?


Na podstawie kilkutygodniowego monitoringu informacji i opinii oraz materiałów filmowych udostępnianych przez chińskie organa medialno-partyjne można wyodrębnić kilka bloków tematycznych najsilniej eksploatowanych propagandowo przez chińskie media. Na pierwszy plan wysuwają się kwestie gospodarcze związane z konkurencją ze Stanami Zjednoczonymi, tematy okołowojskowe, laudacje na rzecz kolejnych sojuszy CHRL z partnerami zagranicznymi [vide: oczekiwana wizyta prezydenta Syrii Baszara al.-Asada w Pekinie] przy jednoczesnym potępieniu wszelkich przejawów krytyki ze strony Zachodu. Ciekawym wątkiem jest akcentowanie wysiłków CHRL na rzecz pogłębienia świadomości [głównie w Europie] o „chińskiej koncepcji praw człowieka” [vide: konferencja dotycząca badań nad prawami człowieka z 20 września na włoskim Uniwersytecie La Sapienza] czy informacja o dwudniowym 14. Chińsko-Niemieckim Forum Mediów, które wg. Doniesień „Global Times” odbyło się w Pekinie. Przy czym to ostatnie wydarzenie jest szczególnie interesujące zważywszy na poprzedzający je skandal z udziałem minister spraw zagranicznych Niemiec, Annaleny Baerbock, która nazwała prezydenta Chin „dyktatorem”. Podsumowując – w chińskiej przestrzeni medialnej, a zatem i politycznej można wyodrębnić wiele wątków istotnych z punktu widzenia ich funkcji propagandowych. Zarówno obliczonych na użytek zewnętrzny, jak i wewnętrzny. Na potrzeby niniejszego tekstu zawężamy jednak pole do dwóch szczególnie jaskrawych przykładów: narracji towarzyszącej ujawnieniu afery szpiegowskiej w Wielkiej Brytanii i zrzutowi uzdatnionej wody z japońskiej elektrowni atomowej w Fukushimie.


Afera szpiegowska w Wielkiej Brytanii – w przekazie CHRL „farsa”, na Wyspach twardy orzech do zgryzienia


Afera, która wybuchła po tym jak media trzy tygodnie temu ujawniły informację o zatrzymaniu dwóch osób w tym 20-letniego pracownika brytyjskiego parlamentu pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin na nowo otworzyła debatę o podatności szeroko pojętego Zachodu (nie tylko Wielkiej Brytanii) na chińskie wpływy. Ujawnienie sprawy z marca tego roku [do zatrzymania doszło kilka miesięcy temu] wywołało sprzeciw chińskiego MSZ-u, który wezwał Wielką Brytanię do „zaprzestania rozpowszechniania fałszywych informacji, tworzenia antychińskich manipulacji politycznych i wygłaszania złośliwych oszczerstw”. Partyjny „Global Times” nazwał aferę szpiegowską „farsą”. W samym Londynie fakt wykrycia osób mogących szpiegować na rzecz Chin i to w samym sercu brytyjskiej demokracji, sprowokował pytania o mechanizmy obronne i ostrzegawcze Wielkiej Brytanii w zetknięciu z chińskim wywiadem, z naciskiem na zawodność dotychczasowego systemu. Premier Rishi Sunak w reakcji na aferę szpiegowską zapowiedział zdecydowane działania, ale zarówno w jego własnym otoczeniu politycznym jak i na opozycji podniosły się głosy krytyki. Premierowi zarzucano niewystarczające działania na rzecz ukrócenia aktywności chińskiego wywiadu w Wielkiej Brytanii. Afera wybuchła tuż po wizycie ministra spraw zagranicznych Jamesa Cleverly w Chinach, w czasie, gdy stosunki Londynu z Pekinem zdawały się zmierzać ku poprawie. Chińskie ośrodki propagandowe insynuowały więc, że ujawnienie afery tuż po wizycie szefa brytyjskiej dyplomacji w Chinach nie mogło być przypadkowe. Sam rząd w Londynie na razie mimo zaostrzonej sytuacji jest niechętny poważniejszym krokom wobec Pekinu wskazując, na „konieczność utrzymywania relacji z Chinami”. Tymczasem media na Wyspach przypominają, że ostatni raport parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa i służb dotyczący Chin [raport upubliczniono w lipcu 2023 r] wyraźnie formułował zagrożenia ze strony Pekinu, również te szpiegowskie.


Raport szczegółowo rozpisuje chińskie zagrożenia dla Wielkiej Brytanii, cele Pekinu i metody, jakimi się posługuje by je osiągnąć. W rozdziale poświęconym np. zainteresowaniu Chin brytyjskim cywilnym sektorem jądrowym, autorzy wyrażają zaniepokojenie możliwością realizowania działań szpiegowskich przez Chiny w związku z ich wyjątkowym zaangażowaniem w projekty cywilnego sektora jądrowego Wielkiej Brytanii. Ważnym wątkiem raportu jest atrakcyjność brytyjskich uczelni wyższych dla chińskich studentów, których liczba w 2019 r wynosiła ponad 120 tys. stanowiąc największą grupę zagranicznych studentów w Wielkiej Brytanii. Dla porównania – na drugim miejscu uplasowały się wtedy Indie z 27 tys. studentów. Jak wskazują autorzy opracowania, czesne opłacane przez zagranicznych studentów stanowi ważną część dochodów brytyjskich uczelni, a w samym tylko roku akademickim 2017/18 Chińscy studenci wygenerowali dla brytyjskich uniwersytetów dochód w wysokości blisko 600 mln. funtów. To coraz większe uzależnianie się finansowe od chińskich studentów rodzi obawy o obiektywizm brytyjskich uczelni w tematach dotyczących Chin. W raporcie przytacza się kilka przykładów granicznych, gdzie wyraźnie widać jak dalece presja finansowa na daną uczelnię może zmienić jej wrażliwość na działania Pekinu. Poza naciskiem finansowym istnieje też nacisk bezpośredni na chińskich studentów, jak można przeczytać w raporcie – każdy z nich jest inwigilowany, a profesorowie przyznają, że otwartość w dyskusji na zajęciach wśród chińskich studentów zależy często od tego czy są jedynymi Chińczykami na sali, czy nie. W tym drugim przypadku, ich aktywność werbalna jest zdecydowanie bardziej wyważona z obawy przed donosem ze strony kolegów. Podsumowując – afera szpiegowska w Wielkiej Brytanii to zaledwie jeden z objawów chińskiego zainteresowania Wyspami. I nawet jeżeli w języku chińskiej propagandy jest mowa o „farsie”, a może właśnie dlatego – należałoby sprawę potraktować jako wstęp do zweryfikowania brytyjsko-chińskich zależności. Poza tym nie tylko Wielka Brytania dostrzega zagrożenie szpiegostwem ze strony Chin ze szczególnym naciskiem na studentów przebywających na stypendiach. Na problem zwróciła uwagę pod koniec lipca niemiecka federalna minister edukacji, Bettina Stark-Watzinger (FDP). Jej zdaniem niemieckie uniwersytety, instytuty i placówki badawcze są narażone na szpiegowskie działania chińskich stypendystów, zwłaszcza tych na stypendiach Chińskiego Programu Stypendialnego. Niemiecka minister jednocześnie pochwaliła decyzję uniwersytetu w Erlangen- Norymberdze by nie przyjmować chińskich stypendystów finansowanych wyłącznie ze wspomnianego programu.


Wracając jeszcze do raportu brytyjskiej komisji parlamentarnej – w rozdziale poświęconym mediom i próbom wpływania na narrację medialną w Wielkiej Brytanii przez CHRL, autorzy podają przykłady gazet, które częściej niż inne drukowały treści kompatybilne z interesem Chin. Poruszony został również wątek dążeń poszerzania chińskiej obecności w brytyjskiej przestrzeni medialnej i „promowania wartości i standardów sprzecznych z wartościami i standardami wyznawanymi przez Zjednoczone Królestwo” za pośrednictwem stacji Global Television Network (CGTN), która w 2019 r otworzyła w Londynie swoją europejską siedzibę. W Wielkiej Brytanii CGTN była dostępna na platformach Sky i Freesat. W 2021 r CGTN zawieszono licencję na nadawanie w Wielkiej Brytanii. Stało się to po dochodzeniu Office of Communications [Ofcom - organ państwowy kontrolujący i nadzorujący rynek mediów i telekomunikacji.], które wykazało, że treści redakcyjne stacji są ustalane przez Komunistyczną Partię Chin. Ofcom uwzględnił w swoim dochodzeniu również skargi przeciwko CGTN dotyczące nadawania [wymuszonych] zeznań chińskich więźniów politycznych. Po zawieszeniu licencji CGTN nadaje w internecie, dostępna jest również strona internetowa stacji.


Czy działania CHRL budzące zastrzeżenia i obawy Brytyjczyków wpłyną na zwiększenie czujności w kontaktach z Chinami? Z jednej strony – na poziomie eksperckim, oczekuje się sięgnięcia po poważniejszy oręż z arsenału zwalczania obcej propagandy, dezinformacji i działań o charakterze szpiegowskim, z drugiej – na półtora miesiąca przed pierwszym Globalnym Szczytem Sztucznej Inteligencji, który odbędzie się w Londynie (w dniach 1-2 listopada) strona brytyjska wyraźnie schładza atmosferę skandalu i zaprasza Chiny do udziału w wydarzeniu, któremu nadano rangę wyjątkową z uwagi na ambicje Londynu by stać się „globalnym liderem w zakresie regulacji AI”. Jak to ujął w specjalnym oświadczeniu James Claverly, szef brytyjskiej dyplomacji:
"Nie możemy chronić społeczeństwa Wielkiej Brytanii przed ryzykiem związanym z sztuczną inteligencją, jeśli wykluczymy jeden z wiodących krajów w dziedzinie technologii AI".


Batalia o wody Fukushimy


Zrzut wód z magazynów elektrowni atomowej w Fukushimie i spór z rządem Japonii polegający na oskarżaniu Japończyków przez Chiny o skażenie Pacyfiku przy jednoczesnej twardej odmowie współpracy naukowej ze stroną japońską nad zbadaniem faktycznej skali zagrożenia to temat, który zaprzątał najmocniej media zarówno chińskie, jak i japońskie od 24 sierpnia do 11 września, czyli od rozpoczęcia uwalniania wód do zakończenia pierwszego etapu zrzutu. Po 11 września wody Fukushimy straciły medialny impet, ale kwestia ta najpewniej powróci z chwilą rozpoczęcia drugiego etapu uwalniania wód, co nastąpi prawdopodobnie po trzytygodniowej przerwie technicznej.
 W trakcie pierwszego zrzutu wód Chiny odrzuciły japońskie zaproszenie do grupy analizującej wyniki monitorowania wody uwalnianych wód. Jak informował na początku września PAP, państwa uczestniczące w grupie badawczej mają porównywać, analizować i oceniać wyniki pomiarów wody morskiej u wybrzeży Fukushimy, które będą prowadzone przez rząd Japonii oraz Międzynarodową Agencję Energii Atomowej (MAEA):


„W celu zagwarantowania obiektywności ocen instytucje badawcze z Japonii nie weszły do grupy, którą obecnie tworzą przedstawiciele USA, Francji, Szwajcarii i Korei Południowej. (…) Od początku tego roku Tokio wielokrotnie zwracało się do Pekinu kanałami dyplomatycznymi o udział w działaniach monitorujących operację, ale Chiny odrzucały prośby, argumentując, że grupa "nie gwarantuje" niezależnych analiz (…).24 sierpnia, Japonia rozpoczęła spuszczanie do Pacyfiku uzdatnionej wody z uszkodzonej elektrowni atomowej Fukushima w północno-wschodniej Japonii. Pierwsze analizy zarządzającej elektrownią firmy TEPCO i MAEA wykazały, że stężenie radioaktywnego trytu mieści się w bezpiecznych granicach. Mimo to Pekin nie ustaje w krytyce Tokio. Rzecznicy chińskiego MSZ nazwali decyzję Japonii "nieodpowiedzialną i samolubną", twierdząc, że woda jest "skażona radioaktywnie". W reakcji na rozpoczęcie spuszczania wody chińskie władze natychmiast zakazały importu wszystkich owoców morza z Japonii. Dodatkowo premier Japonii Fumio Kishida oraz główny sekretarz gabinetu Hirokazu Matsuno otwarcie wzywali Chiny do podjęcia dialogu naukowego z udziałem ekspertów, co pozostało bez echa ze strony Pekinu.”


W trakcie pierwszego zrzutu wód, dyrektor generalny Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafael Grossi oświadczył, że „pierwsze zrzuty wody z uszkodzonej w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami w 2011 roku elektrowni jądrowej w Fukushimie są zgodne z prognozami i nie powodują skutków radiologicznych dla ludności”, dodał też, że pierwsze zrzuty są zgodne z oczekiwaniami MAEA, a Agencja będzie monitorować proces uwalniania „aż do wypuszczenia ostatniej kropli”. O dodatkową opinię w sprawie zrzutu wód z elektrowni w Fukushimie wraz z objaśnieniem samego procesu uzdatniania skażonej wody poprosiliśmy Państwową Agencję Atomistyki:


- Zrzucanie oczyszczonej wody wykorzystanej do chłodzenia elektrowni jądrowej w Fukushimie jest zgodne z międzynarodowymi standardami. Według raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) zrzut wody będzie miał pomijalny wpływ radiologiczny na ludzi i środowisko. Rozpoczęcie procesu zrzutu wody do oceanu rozpoczęło się 24 sierpnia, co potwierdzili będący na miejscu inspektorzy MAEA. Woda pochodzi z chłodzenia wypalonego paliwa po awarii jądrowej w Fukushimie. Jak informuje japońskie Ministerstwo Gospodarki, Handlu i Przemysłu z wody usunięto większość izotopów. Od czasu katastrofy należy chłodzić stopione paliwo jądrowe w elektrowni jądrowej w Fukushimie. Woda wykorzystywana do chłodzenia wchodzi w kontakt z paliwem jądrowym, przez co zostaje skażona. Podczas oczyszczania tej wody Japonia korzysta z Zaawansowanego Systemu Przetwarzania Cieczy – ALPS (ang. Advanced Liquid Processing System). ALPS to system pompowania i filtracji wody, który wykorzystuje serię reakcji chemicznych. System ten pozwala na usunięcie niemal wszystkich radioaktywnych izotopów ze skażonej wody, oprócz trytu. Woda przed zrzutem jest rozcieńczana do reaktywności pochodzących z trytu nieprzekraczających 1500 Bq/l – czytamy w odpowiedzi przesłanej FakeHunterowi przez Jarosława Chilmona, specjalisty Zespołu do Spraw Informacji i Komunikacji, Biura Polityk Strategicznych i Współpracy Międzynarodowej Państwowej Agencji Atomistyki.


Jednym z najczęściej podnoszonych przez stronę chińską argumentów mających wykazać zagrożenie wód Fukushimy dla zdrowia ludzi jest zawartość trytu opisywanego w literaturze przedmiotu jako „lekko radioaktywny izotop wodoru”. Na ile jednak tryt – a ściślej jego konkretne stężenie w uzdatnionych wodach z elektrowni w Fukushimie - może zagrażać zdrowiu?


„Zagrożenie zdrowia przez tryt jest tak małe, że nie wiadomo, jak określić jego dopuszczalne stężenie. Przyjmując bekerel Bq na litr jako jednostkę stężenia (Bq to rozpad jednego atomu na sekundę), USA ustaliły limit 740 Bq/litr wody pitnej, ale w Kanadzie przyjęto limit 7000 Bq/litr, w Szwajcarii 10 000 Bq/litr, a w Australii nawet 76103 Bq/litr! Ale te limity nie mają żadnego uzasadnienia. Nie są one oparte na ocenie skutków zdrowotnych. Przyjęto je po prostu, bo łatwo jest je osiągnąć. Ani te stężenia, ani wartości 100 razy większe nie są szkodliwe. Tryt chętnie przechodzi do wody, a w organizmie ludzkim opuszcza tkanki i jest wydzielany z wodą. Podczas gdy okres połowicznego rozpadu promieniotwórczego trytu wynosi 12,3 lat, jego biologiczny półokres trwania w organizmie człowieka to tylko 10 dni. Dlatego spożycie tego słabego emitera nie ma takich skutków, jak spożycie innych radionuklidów”. – czytamy w artykule opublikowanym trzy lata temu na stronie Centrum Informacji o Rynku Energii (CIRE), napisanego w czasie, gdy Japonia już planowała zrzut wód z Fukushimy. Dane dotyczące ewentualnej szkodliwości trytu do dziś pozostają niezmienne.


25.08. na internetowej stronie „Guardiana” ukazał się artykuł p.t. “Fukushima: China accused of hypocrisy over its own release of wastewater from nuclear plants”, w którym zwrócono uwagę, iż chińskie elektrownie jądrowe uwalniają ścieki o wyższym poziomie trytu niż te znalezione w zrzucie z Fukushimy, a poziomy izotopu w wodach z japońskiej elektrowni trzymają się w granicach uznawanych za nieszkodliwe dla życia ludzkiego.
W tekście Pekinowi zarzucono hipokryzję i wykorzystanie Fukushimy do podsycania nastrojów antyjapońskich. Temat podjęła też telewizja NHK, która podała, że w 2021 r chińska elektrownia atomowa w Qinshan, we wschodniej prowincji Zhejiang, spuściła do morza 218 bilionów bekereli radioaktywnego trytu, czyli ok. dziesięciu razy więcej niż przewidują plany uwolnienia 22 bilionów bekereli z elektrowni Fukushima w ciągu jednego roku. Ten sam argument padł z ust głównego sekretarza japońskiego rządu Hirokazu Matsuno jeszcze w lipcu w odpowiedzi na krytykę ze strony Pekinu. [PAP]
Mimo tych informacji, jak i zielonego światła na zrzut wód Fukushimy wydanego przez MAEA oraz powołania grupy monitorującej stan uwalnianych wód, Chiny wprowadziły całkowite embargo na japońskie owoce morza i ryby. W mediach chińskich zainicjowano zaś kampanię propagandową uderzającą w wizerunek Japonii, w ślad za tym dochodziło do ataków na japońskie instytucje. W ataki te wpisywało się m.in. nękanie japońskich firm telefonami, których numery zaczynały się od kodu kierunkowego Chin. O licznych telefonach z pretensjami informowali urzędnicy japońskiej ambasady w Pekinie i japońskich konsulatów generalnych w Chinach.  Japońskie media informowały także, że japońskie szkoły w Chinach obrzucano jajkami. Tokio wezwało Pekin do niezwłocznego podjęcia odpowiednich działań i zapewnienia bezpieczeństwa japońskim obywatelom. Strona chińska nie zmieniła jednak narracji. Ponadto „Global Times” 18 września opublikował artykuł, w którym rzecznik ambasady CHRL w Japonii zaprzeczał jakoby Japonia w ogóle wystosowała do Pekinu zaproszenie do udziału we wspólnej grupie monitorującej jakość wód Fukushimy. Więc wokół sprawy Fukushimy zaczęła gęstnieć atmosfera niepewności i dezinformacji oraz narastającej paniki – co potwierdza chociażby   masowe wykupowanie soli przez Chińczyków, którzy tak jak w 2011 roku, po katastrofie, uznali, że zawarty w soli jod uchroni ich od skutków promieniowania.


8 września na łamach magazynu „Time” opublikowano analizę p.t. „China’s Concern About Nuclear Wastewater May Be More About Politics Than Science.”, w której zwrócono uwagę na instrumentalizację tematu Fukushimy dla celów politycznych.  Autor analizy sugeruje, że rozpętanie histerii wokół Fukushimy z jednej strony pozwolił CHRL na przynajmniej chwilowe odwrócenie uwagi społeczeństwa chińskiego od zawirowań wewnętrznych [rekordowo wysoki odsetek bezrobocia wśród młodych, kryzys sektora nieruchomości, spowolniony wzrost gospodarczy etc. i gospodarczych.] a z drugiej dało kolejny pretekst do zaatakowania Japonii, która coraz mocniej zacieśnia relacje wojskowe ze Stanami Zjednoczonymi uznawanymi za największego konkurenta geopolitycznego CHRL. W tym kontekście istotne są też wszelkie ruchy wokół Tajwanu.

Olga Doleśniak-Harczuk
21.09.23